sobota, 11 maja 2013

UWAGA ! To koniec!!

Przepraszam was, ale nie mogę dłużej prowadzić tego bloga. Nie mam czasu na tłumaczenie. Poza tym musiałabym tłumaczyć Danger's Back a nie wiem czy bym podołała. ALE nie zostawiam was z pustymi rękoma. Ja Danger'a zaczęłam czytać na tej stronie :
Danger
POLECAM JĄ BARDZO SERDECZNIE! I pozdrawiam @DameBieber ;)) Tłumaczke z tego bloga :D

Mam dla was także link do Danger's Back:
Danger's Back
Również polecam!! I dziękuję tamtym tłumaczkom że tłumaczą :D <3

Dziękuję, że byłyście tu i że to czytałyście <3 Kocham was bardzo mocno! NIE GNIEWAJCIE SIĘ NA MNIE ! 

PRZEPRASZAM !! <3<3<3<3<3 
Żegnajcie ;**

wtorek, 30 kwietnia 2013

Twenty Two.


Czy Justin Bieber właśnie przyznał, że mnie lubi czy po prostu wariuję? Prawdopodobnie tak. Pewnie niedobór jedzenia w moim organizmie wywołuje halucynacje i rzeczy, które nie są prawdą.
Tak?
Był tylko jeden sposób, żeby się dowiedzieć.
- Zaczekaj! - Potrząsnęłam głową, robiąc krok w tył. - Czy właśnie powiedziałeś, że mnie lubisz? - Patrzyłam na niego z szeroko otwartymi oczami.
Cicho się zaśmiał, odwracając wzrok.
- Cóż... Nie do końca, wprost, ale się do tego przyznałem. - Podrapał się po karku, unikając mojego spojrzenia.
- Aww. - Powstrzymałam śmiech. - Jak uroczo? - Ścisnęłam jego policzek.
Zabrał moją rękę.
- Nie rób tego. - Mruknął.
Łobuzersko się uśmiechnęłam.
- Kto by pomyślał, że Justin Bieber ma uczucia? - Spytałam dziecinnym głosem, chichocząc, gdy na mnie spojrzał.
- Zamknij się. - Wymamrotał, przygryzając wargę. - Może jestem bez serca, ale nie aż tak.
- Hej. - Podniosłam ręce w górę. - Nigdy tak nie powiedziałam.
Chwilę nad tym myślał, po czym westchnął.
- Racja. - Mruknął, przejeżdżając palcami po włosach.
- Cóż. - Stanęłam na palcach. - Też cię lubię. - Szepnęłam, po czym musnęłam jego usta. Odsunęłam się i zaczęłam iść w drugim kierunku.
- Gdzie idziesz? - Krzyknął za mną.
- Do samochodu, umieram z głodu. - Naciskając na słowo 'umieram', kontynuowałam drogę do jego range rovera.
Kilka sekund później usłyszałam szelest liści i zanim miałam szansę się odwrócić, jego ręce oplotły mnie w talii, przysuwając bliżej do siebie.
- Cześć, skarbie. - Powiedział mi zachrypniętym głosem do ucha, wywołując ciarki na moich plecach.
- Przestraszyłeś mnie. - Lekko uderzyłam go w bok, po czym położyłam dłonie na jego i zaczęliśmy iść.
Mrocznie się zaśmiał.
- Przyzwyczajaj się do tego, kotku. - Delikatnie pocałował mnie w ucho, a następnie puścił, żebyśmy mogli wejść do samochodu.
Obchodząc go naokoło, weszłam do środka w momencie, w którym Justin odpalił silnik. Następnie wyjechał na ulicę i ruszył w miejsce, w które chciał nas zabrać.
Po kilku minutach ciszy i nudy, zaczęłam się wiercić w siedzeniu. Zerknęłam na radio, a później na chłopaka. Przygryzając wargę, zaczęłam się zastanawiać czy włączyć radio.
- Hej, Justin?
- Hmm? - Na sekundę na mnie spojrzał, po czym przeniósł oczy z powrotem na drogę. Przytrzymał kierownicę lewą ręką, a drugą włożył do kieszeni i wyjął z niej kolejnego papierosa, po czym odpalił go zapalniczką i się zaciągnął, wypełniając cały samochód dymem.
- Czy mogę włączyć radio?
Cicho się zaśmiał, zaciągając się po raz kolejny.
- Nie. - Otworzył okno i wypuścił przez nie dym.
- Dlaczego nie? - Syknęłam.
- Ponieważ nie lubię muzyki. - Powiedział.
Wywróciłam oczami.
- Serio? - Westchnęłam. - Kto nie lubi muzyki?
- Ja. - Spojrzał mi w oczy. Lekko się zaśmiał, na co zmarszczyłam brwi.
- Co jest takie zabawne?
- Nie pamiętasz? - Podniósł brwi.
- Czego?
Znów się zaśmiał, kręcąc głową.
- Zapytałaś mnie o to samo w noc imprezy, kiedy cię zabrałem. - W jego oczach tańczyły iskierki rozbawienia.
Otworzyłam usta, żeby odpowiedzieć, po czym zaczęłam nad tym myśleć. Po chwili to do mnie doszło i się zarumieniłam.
- Och, racja... - Delikatnie zachichotałam. - Ups?
Zabrał ze mnie wzrok, ponownie się zaciągając.
- Jakim cudem ja to zapamiętałem, a ty nie? - Z niedowierzaniem patrzył przed siebie.
Zaśmiałam się.
- Nie mam pojęcia.
- Czy to nie dziewczyny zapamiętują takie głupie pierdoły? - Zachichotał, wyjmując papierosa z ust i przytrzymując go między wskazującym i środkowym palcem.
- Pewnie tak. - Wzruszyłam ramionami. - Nie wiem. Poza tym… - rozszerzyłam oczy - Czy to nie jest stereotypowe myślenie?
- Dlaczego? - Zerknął na mnie zaciekawiony.
- Nie wiem, ale tak zabrzmiało. Jakby to dziewczyny wszystko pamiętały, a chłopaki nic. Wy też coś zapamiętujecie. - Stwierdziłam, po czym sobie coś uświadomiłam i wskazałam na niego. - Przykład pierwszy. - Zaśmiałam się.
Wzruszył ramionami.
- Skąd miałem wiedzieć? - Znów otworzył okno i wyrzucił przez nie papierosa.
Łobuzersko się uśmiechnęłam.
- Jestem zaskoczona, że coś takiego pamiętasz, Bieber.
- Dlaczego?
- Bo nie wydajesz się osobą pamiętającą 'takie głupie pierdoły'. - Powtórzyłam jego słowa, podnosząc brew.
- Pewnie mam dobrą pamięć.
- Albo to, co powiedziałam utkwiło ci w pamięci, bo coś znaczę. - Powiedziałam śpiewnym tonem, lekko się śmiejąc.
Zawtórował mi.
- W cokolwiek chcesz wierzyć, shawty.
Poczułam, jak czerwienią mi się policzki, gdy nazwał mnie tak, jak pierwszej nocy.
- Jesteśmy na miejscu.
Podniosłam wzrok, widząc, że jesteśmy na parkingu.
- Już? - Spytałam zaskoczona.
Przytaknął, parkując blisko wejścia do restauracji, po czym wyjął kluczyki ze stacyjki. Wysiadłam z samochodu chwilę po nim i ruszyliśmy w kierunku restauracji.
- Znów Pałac Perry'ego? - Spojrzałam na niego.
- Mają najlepsze jedzenie. - Wzruszył ramionami i otworzył drzwi, przez które weszliśmy.
Nie mogłam powstrzymać wspomnień z naszej ostatniej wizyty w tym miejscu.
- Tym razem coś zjesz, prawda? - Dałam mu coś na kształt ostrzegającego spojrzenia. Nie chciałam zostawiać swojego do połowy skończonego jedzenia i jego nietkniętego.
Przeniósł na mnie wzrok.
- Nie tylko ty tu jesteś głodna, skarbie. - Mrugnął do mnie, po czym poszedł w głąb lokalu, kierując się do naszych poprzednich miejsc. Wślizgując się na skórzane siedzenie, patrzyłam na Justina siadającego na wprost. Po raz setny zaburczało mi dziś w brzuchu. Jęknęłam, zakrywając go.
Justin momentalnie podniósł głowę. W jego oczach tańczyły figlarne iskierki, a na ustach malował się łobuzerski uśmiech.
- Podnieciłaś się, skarbie?
Moje policzki i szyja natychmiast zrobiły się czerwone.
- Nie. - Wymamrotałam, odwracając wzrok, zażenowana.
- Na pewno? - Kontynuował z cieniem kpiny w głosie. - Bo wiesz… - oblizał usta - Możemy pójść do łazienki i dokończyć to, co zaczęliśmy w magazynie, jeśli tylko chcesz. - Uwodzicielsko do mnie mrugnął.
Wywróciłam oczami.
- W twoich snach, Bieber. Nie ma mowy, żebym pozwoliła temu, co się stało, wydarzyć się jeszcze raz.
Zaśmiał się.
- Jeszcze się przekonamy. - Uśmiechnął się, odwracając głowę do kelnerki, która podeszła do naszego stolika. Zmarszczył brwi, spoglądając na nią.
Przygryzłam wnętrze policzka, zastanawiając się, o czym teraz myślał.
- Witam, nazywam się Jennifer DeLouis i...
- Cholera. - Odwróciłam głowę, zastając Justina mamroczącego pod nosem niecenzuralne słowa.
Zdezorientowana zmarszczyłam brwi.
- Justin, czy wszystko...
- Justin? - Odwróciłam wzrok na kelnerkę, która zaalarmowana podniosła głowę. - Justin Bieber? - Syknęła.
Zerknęłam na Justina, nie rozumiejąc, co się dzieje. Zobaczyłam, jak jego ciało się napina.
- Hej, Jen. - Przełknął ślinę. - Sporo czasu minęło, nie?
Coś przewróciło mi się w żołądku. Oni się znają?
- Chwila, wy się znacie? - Wskazałam na nich palcem.
Justin nic nie mówił, patrząc na wszystko oprócz Jennifer albo raczej Jen.
- Justin i ja mieliśmy wspólną przeszłość. - Wymamrotała. - Prawda, Jay? - Wycedziła.
- Yeah. - Chłopak złączył ręce. - Mieliśmy wspólną przeszłość. - Zaśmiał się bez krzty rozbawienia, kręcąc głową. - Chcę inną kelnerkę. - Warknął przez zaciśnięte zęby.
- Justin... - Zaczęła Jen, ale jej przerwał.
- Chcę nową kelnerkę, teraz. - Rozkazał i przez sposób, w jaki odwrócił głowę, obie wiedziałyśmy, że chodzi o biznes.
Przygryzła wargę, powstrzymując się przed dodaniem czegoś jeszcze.
- Świetnie. - Warknęłam. - Załatwię wam kogoś innego. - Odwróciła się i odeszła zostawiając mnie w dezorientacji, a Justina w złości.
- Co się właśnie stało?
- Nic.
Zadrwiłam.
- To nie wyglądało na nic, Jay. - Wypowiedziałam to imię z obrzydzeniem.
- Nie. - Warknął, podnosząc głowę – Nie nazywaj mnie tak.
- Czemu nie? - Skrzyżowałam ręce na piersi. - Jen właśnie to zrobiła, dlaczego ja nie mogę? - Odparowałam.
- Bo tak powiedziałem. - Zakpił.
Trzymałam usta zamknięte, wiedząc, że gdybym je otworzyła, słowa zaczęłyby ze mnie wypływać i nie mogłabym tego powstrzymać.
Po kilku sekundach ciszy, pojawiła się nowa kelnerka.
- Dzień dobry, jestem Hannah Beth i będę dziś waszą kelnerką. Co mogę podać?
W tym momencie nie chciało mi się nawet jeść.
- Poproszę szklankę mrożonej herbaty, a dla niej lemoniadę. - Wskazał w moim kierunku.
Pokiwała głową.
- W porządku, zaraz je przyniosę. W tym czasie możecie przejrzeć nasze menu. - Podała nam po jednym. - I wybrać coś do jedzenia.
Przytaknęliśmy, nic nie mówiąc.
Kiedy odeszła, chwyciłam menu, udając, że je czytam, ale w rzeczywistości tylko myślałam o tym, co się właśnie stało.
Kim do cholery była Jen?
Dlaczego znała Justina?
Skąd znała Justina?
I dlaczego on się tak zdenerwował i chciał inną kelnerkę?
W momencie, w którym chciałam otworzyć usta i spróbować ponownie coś z niego wyciągnąć, wróciła Hannah z naszym piciem.
- Proszę bardzo. - Postawiła przed nami szklanki. - Zdecydowaliście się już na coś?
- Poproszę cheeseburgera, frytki i pikle.
Zapisała to w swoim notatniku, po czym odwróciła się do Justina.
- Dla mnie... To samo. - Odłożył menu. - Tylko bez pikli.
Dziewczyna przytaknęła.
- Okej, wasze zamówienia powinny być gotowe za pół godziny. - Uśmiechnęła się i odeszła do innych klientów.
Skrzyżowałam pod stołem nogi, przyciskając dłonie do klatki piersiowej.
- Powiesz mi kiedyś o co chodzi z Jen?
- Nie.
- Dlaczego nie? - Spojrzałam na niego z niedowierzaniem.
- Daj spokój, Kelsey. - Ostrzegł.
- Nie. Mam prawo wiedzieć.
- Nie, kurwa, nie masz! - Warknął. - To nie twoja pierdolona sprawa i kiedy ostatnio sprawdzałem, nie jesteś moją dziewczyną, więc nie musisz nic wiedzieć, a nawet, jeśli byś nią była, nic bym ci nie powiedział. A teraz siedź cicho i się do cholery zamknij. - Warknął przez zaciśnięte zęby. Przez błysk w jego oczach wiedziałam, że nie żartuje.
Coś przekręciło mi się w brzuchu, gdy słowa 'Nie jesteś moją dziewczyną' rozbrzmiały mi w głowie. Oblizując usta, odwróciłam głowę, nie będąc w stanie powiedzieć nic więcej.
W jednej chwili przyznaje, że mnie lubi, a w drugiej pieprzy o tym, że nie jestem jego dziewczyną. Jest bardziej niż mylący i wiecie co? Lepiej niech planuje swój pogrzeb, bo mam zamiar go zabić.
Po kilku sekundach nie wytrzymałam. Musiałam wiedzieć. Doprowadzał mnie do szaleństwa.
- Wiesz co? - Znów się odezwałam.
Justin ponownie zwinął dłonie w pięści.
- Co? - Warknął.
Zakpiłam.
- To śmieszne, że zawsze wymagasz, żebym ci wszystko mówiła, nie przyjmując odmowy, ale kiedy raz cię o coś spytam, nawet nie raczysz mi odpowiedzieć.
Wzruszył ramionami.
- Pogódź się z tym, skarbie.
- Nie jestem twoim skarbem. - Warknęłam. - Pamiętasz? Nie jestem twoją dziewczyną. - Jad przesiąknął przez każde moje słowo.
Justin tylko na mnie patrzył, nic nie mówiąc.
- Jesteś jednym z największych hipokrytów w mieście. - Potrząsnęłam głową.
W dalszym ciągu się na mnie patrzył, zaciskając usta w cienką linię.
- A kiedy skończymy jeść. - Wskazałam na przestrzeń między nami. - Wychodzę.
Otworzył usta, żeby odpowiedzieć, ale przerwałam mu, zanim zdążył się odezwać.
- I tym razem lepiej za mną nie biegnij. - Spojrzałam mu prosto w oczy. - Bo skończyłam z tobą i twoim gównem.
___________________________________
UWAGA!! To tak jako niespodzianka i prezencik bo jade do Wawy !! AAAA Tak sie ciesze ale przez to nowe rozdziały bd dopiero w niedziele jak mi sie uda ;))) Awww *.*

piątek, 26 kwietnia 2013

Twenty One.


Czy właśnie prawie uprawiałam seks z Justinem Bieberem?
Mam wrażenie, że tak i nie wiem co teraz ze sobą zrobić.
Może powinnam pójść w ślady Blair Waldorf z Plotkary, gdy straciła dziewictwo z Chuckiem - odwiedzić księdza w okolicznym kościele i się wyspowiadać.
Dłużej nad tym myśląc stwierdziłam, że by nie wyszło, ponieważ moi rodzice znali wszystkich w kościele i jeśli dowiedzieliby się co zrobiłam z Justinem miałabym mocno przerąbane. Zapomnijcie o szlabanie, jeśli by się dowiedzieli zostałabym odcięta od świata i zamknięta jak zwierzę.
Może mogłabym powiedzieć Carly...
Ha, jasne. Pewnie by się posikała i dostała ataku serca, a ostatnim czego potrzebowałam było więzienie jej do szpitala i tłumaczenie dlaczego w ogóle zemdlała.
Zgaduję, że najbezpieczniejszym wyjściem było siedzenie cicho i próbowanie udźwignięcia tego najspokojniej jak się dało.
Na razie nie wychodziło mi to za bardzo.
Może jeśli wylałabym na siebie trochę wody święconej, pozbyłabym się tego wszystkiego.
Oglądam za dużo telewizji.
Delikatnie uderzenia opon o kamienie na drodze przywróciły mnie do rzeczywistości, w której siedziałam w samochodzie Justina ze ściśniętymi nogami i dłońmi na udach.
Justin trzymał oczy na drodze, koncentrując się na niej i kołysząc do swojej własnej melodii.
Jak ten gnojek może być tak spokojny?
Podczas gdy ja miałam, prawie że załamanie psychiczne, on zachowywał się jakby nic się między nami nie wydarzyło.
Faceci. Zadrwiłam. Nigdy ich nie zrozumiesz. Nawet jeśli byś chciała.
- Co z tobą nie tak? - Głos chłopaka wyrwał mnie z rozmyślań. Odwróciłam głowę w jego stronę.
Naprawdę mnie teraz o to pyta? Jak głupi może być?
- Nic. - Mruknęłam.
Justin zaśmiał się bez cienia rozbawienia.
- To oczywiste, że o coś chodzi, więc czy możemy skończyć to pieprzenie i przejść do sedna? - Oderwał oczy od drogi i przeniósł je na mnie. Jego spojrzenie sprawiło, że zaczęłam się wiercić na siedzeniu, podobnie jak za pierwszym razem, gdy tu siedziałam.
- Tylko myślę o różnych rzeczach. - Wzruszyłam ramionami, spoglądając w okno. Wiem, że odpowiedziałam wymijająco, ale naprawdę nie chciałam poruszać tematu zżerającego mnie od środka. Jeśli bym to zrobiła, wszystko między nami stałoby się niezręczne, a nie chciałam, żeby się do mnie nie odzywał.
Jednak myśląc dłużej, może to nie byłoby aż takie złe...
- Na przykład? - Skupił się z powrotem na drodze. Przytrzymując kierownicę lewym kolanem, włożył rękę do kieszeni swojej skórzanej kurtki, po czym wyciągnął z niej papierosa i zapalniczkę. Zapalając go, włożył między usta, a następnie odsunął kolano i położył na jego miejscu dłoń.
Zaciągając się, otworzył okno i wypuścił przez nie dym.
- Nie wiem. - Wymamrotałam. - Po prostu... O wszystkim. Tak sądzę. - Wzruszyłam ramionami.
Justin podniósł brew, patrząc na mnie przez sekundę.
- Tak sądzisz? - Potrząsnął głową. - Powinnaś wiedzieć o czym myślisz. - Ponownie się zaciągnął i wypuścił idealne kółko z dymu.
Przygryzłam wargę i moment po tym, gdy to zrobiłam, wydałam z siebie sfrustrowany jęk, przypominając sobie, że po tym zrobiliśmy co zrobiliśmy w magazynie.
- Serio, Kelsey? - Gwałtownie skręcił i się zatrzymał. - Co z tobą nie tak? - Całkowicie się odwrócił, wiercąc wzrokiem dziurę w moim profilu.

Justin's POV

Ta dziewczyna mnie zabije.
Jest tak kurewsko myląca.
W jednej chwili mnie wyzywa, później jest zabawna, następnie cicha i nieśmiała, po czym się wścieka i zanim się orientuję, obściskujemy się.
Czy właśnie to robią dziewczyny? To część ich życia? Bo jeśli tak, to nie chcę brać w niej udziału.
Po tym, co stało się w magazynie - co przyznaję było najgorętsze, zważając na to, że nie miałem pojęcia, że ma w sobie coś takiego.
To znaczy, była cholernie seksowna i zajebiście się całowała, ale nie myślałem, że zajdziemy tak daleko.
Cóż, aż do chwili kiedy ona tego chciała.
Tym razem to nie ja decydowałem. To była ona.
Zazwyczaj taka pierdoła by mnie zdenerwowała (podobnie jak każdego innego faceta), ale w tej jednej sytuacji odebrałem to jako kurewsko seksowne.
Zwłaszcza, że Kelsey nie jest jak inne dziewczyny.
Tak czy inaczej, on tamtego momentu była cicha, a ta suka jest wszystkim oprócz ciszy. Nawet, kiedy zabrałem ją z imprezy, nie potrafiła się zamknąć.
Przyłapaniem się na zerkaniu na nią i podziwiającego od stóp do głów. Jej włosy były rozczochrane, bluzka pognieciona, ale wyglądała... Dobrze.
Kiedy skończyłem na nią patrzeć, zauważyłem, że jest trochę zamyślona, ale nie przykuwałem do tego zbyt wielkiej uwagi, do chwili w której wydała z siebie dźwięk brzmiący jak kpina.
Spytałem o co chodzi, na co odpowiedziała, że nic takiego i tylko myślała o wszystkim.
Zazwyczaj miałem w dupie co myślą dziewczyny tak długo, jak dostawałem co chciałem - szybki numerek, czasem kilka razy - ale było w niej coś, co zawsze mnie ciekawiło.
Nie mogłem dłużej wytrzymać. To doprowadzało mnie do szaleństwa.
- Serio, Kelsey? - Gwałtownie skręciłem i zatrzymałem samochód. - Co z tobą nie tak? - Odwróciłem się, wpatrując w jej profil, czekając aż też na mnie popatrzy.
- Nic. - Wzruszyła ramionami.
Zakpiłem.
- Naprawdę? Znowu będziemy przez to przechodzić? - Zwalczyłem chęć wywrócenia oczami.
- Przez co? - Warknęła, patrząc na mnie.
- To! - Odrobinę podniosłem głos. - Próbowanie ominięcia wszystkiego, co cię męczy. Nienawidzę tego.
- Dlaczego nie możesz po prostu odpuścić? - Syknęła przez zaciśnięte zęby.
- Nie mogę.
- Dlaczego? - Spojrzała na mnie z niedowierzaniem.
- Bo wiem, że coś cię męczy, ale jesteś upartą suką i nie chcesz mi powiedzieć o co chodzi.
- Znowu będziemy przez to przechodzić? - Powtórzyła moje słowa, mrużąc oczy.
- Przechodzić przez co? - Zadrwiłem.
- Wyzywanie. - Skrzyżowała ręce na piersi.
- Może gdybyś chociaż raz zachowała się jak normalna dziewczyna, nie miałbym ochoty żeby się zwymyślać. - Położyłem nacisk na ostatnie słowo, głęboko oddychając.
Wściekała się o nic.
Potrząsnęła głową.
- Wiesz co? - Warknęła.
- Co?
- Nie mam na to czasu. - Odpinając pas, wyswobodziła się z niego i otworzyła drzwi.
- Co ty wyprawiasz?!
- Idę jak najdalej od ciebie. - Wyszła z samochodu, po czym trzasnęła drzwiami.
To suka.
Jęcząc, wyciągnąłem kluczyki ze stacyjki i wyszedłem, zatrzaskując za sobą drzwi jak ona sekundę temu.
- Gdzie masz zamiar iść?
- Gdziekolwiek, byle daleko od ciebie. - Odkrzyknęła, po czym ruszyła przez ulicę.
Ruszyłem za nią.
- Co do cholery jest z tobą nie tak?
Zatrzymała się.
- Ze mną? - Odwróciła się, a jej włosy wzniosły się w powietrze i uderzyły ją w twarz.
- Tak, z tobą. - Syknąłem.
Sztucznie się zaśmiała.
- Wydaje mi się, że pytanie brzmi: co jest nie tak z tobą, kolego.
Zaśmiałem się.
- Ze mną wszystko idealnie. Nigdy nie było lepiej.
- Ugh! - Uderzyła stopą w podłogę. - Czy możesz chociaż na chwilę przestać brać wszystko za żart?
- Kto powiedział, że uważam to za żart? Zachowałaś się jak największa suka na świecie, chciałem tylko rozluźnić atmosferę, zanim się z nią stopisz.
- Jesteś niemożliwy, wiesz? - Krzyknęła sfrustrowana.
Łobuzersko się uśmiechnąłem.
- Wiem, słyszałem to już. - Posłałem jej uwodzicielskie spojrzenie.
Skrzywiła się.
- Obrzydzasz mnie, Bieber.
- Och, czyżby? W takim razie dlaczego próbowałaś się ze mną pieprzyć w magazynie, skarbie? - Złośliwie się uśmiechnąłem.
Musiałem przyznać, że doprowadzanie jej do szaleństwa było moją ulubioną częścią dnia.
Stała tam z szybko poruszającą się klatką piersiową, a złość wręcz z niej buchała, wzniecając wokół płomienie (nie dosłownie, ale wiecie o co chodzi).
- Nie mów tak do mnie.
- Dlaczego nie?
- Bo nie jestem twoim 'skarbem' i nigdy nim nie będę. - Warknęła.
- Ha, to zabawne, zważając na to, że praktycznie pieprzyliśmy się w magazynie...
- Możesz przestać do tego wracać? - Krzyknęła.
- Czemu? Nie możesz zaakceptować prawdy? - Podniosłem brwi.
- Jakiej prawdy? - Spojrzała na mnie jakbym miał pięć głów.
 -O tym, co zrobiliśmy. - Stwierdziłem.
- Gdy ostatni raz sprawdzałam, nie zrobiliśmy nic. - Syknęła.
- Och? Więc twoje oddawanie się mnie było niczym? - Długo na nią patrzyłem. Nie miała nic do powiedzenia. - Dokładnie. Czy możemy już skończyć to przedstawienie i wrócić do auta? Umieram z głodu.
- Cóż, to dla ciebie beznadziejne, nieprawdaż? Bo nigdzie z tobą nie idę.
- Co do kurwy nędzy ma znaczyć, że nigdzie ze mną nie jedziesz? Gdzie indziej mogłabyś pójść? - Wyrzuciłem ręce w powietrze.
- Gdzieś, gdzie cię nie ma. - Spojrzała na mnie po raz ostatni, po czym zaczęła odchodzić.
Patrzyłem jak szła w kierunku lasu. Jęknąłem w duchu. Zaraz zostanie zabita.
Westchnąłem.
- Czekaj!
- Co?! - Krzyknęła z twarzą czerwoną ze złości.
- Nie odchodź. - Wymamrotałem.
Zmarszczyła brwi.
- Co?
- Powiedziałem, żebyś nie odchodziła.
Jej maska opadła.
- Czemu nie?
Przygryzłem wargę, drapiąc się po karku.
- Nie wiem... - Mruknąłem, odwracając wzrok.
Zadrwiła z tego.
- Widzisz? Właśnie o to mi chodzi! - Wyrzuciła ręce w górę jak ja poprzednio.
Patrzyłem na nią, zastanawiając się o co tym razem chodzi.
- W jednej chwili zachowujesz się jak pierdolony gnojek, a w następnej jesteś... Miły. - Potrząsnęła głową. - Nie rozumiem cię.
- Co tu jest do rozumienia?
- Dużo.
Wypuściłem głęboki oddech.
- Po prostu tu wróć, żebyśmy mogli pójść coś zjeść. Okej?
- Nie. - Odpowiedziała prawie natychmiast.
Wystarczy. Za dużo tego.
- Świetnie. Chcesz tu zostać? Proszę bardzo. Nie zatrzymuję cię. Ten jeden raz chciałem zrobić coś odpowiedniego i ponownie uratować twoją dupę, ale jeśli chcesz iść sama przez las i zostać zabita, to tak zrób. - Zacząłem się cofać. – Skończyłem. - Odwracając się, skierowałem się w stronę samochodu, kiedy usłyszałem za sobą cichy pomruk.
Po kilku sekundach ciszę przerwał głos Kelsey.
- Czego ode mnie chcesz?
Zatrzymałem się, ale nie postanowiłem nie odwracać, czekając aż będzie kontynuowała.
- Czego chcesz, Justin? - Desperacja była słyszalna w jej głosie.
Odwróciłem się.
- O czym ty mówisz?
- Cholernie dobrze wiesz o czym mówię. - Zaczęła do mnie podchodzić. - W jednej sekundzie chcesz mnie zabić, potem mnie ratujesz, kłócimy się, wyzywasz mnie, po czym zachowujesz się, jakby nic się nie stało, przepraszasz i koło się zatacza. A teraz chcesz, żebym z tobą poszła po tym, co się wydarzyło? - Potrząsnęła głową. - Nie rozumiem tego. Wydaje mi się, że coś jest z tobą nie tak. Czego ode mnie chcesz? Co cię uszczęśliwi? Huh? - Stała teraz naprzeciw mnie. - Czy chcesz żebym odeszła? Tego pragniesz? Chcesz, żebym zostawiła cię w spokoju?
Patrzyłem na nią z rozszerzonymi źrenicami, przyswajając wszystkie jej słowa. Poczułem, jak coś przewraca mi się w żołądku, gdy spojrzałem jej w oczy.
- Nie. - Szepnąłem.
- Więc czego chcesz? Mam zostać?
Oblizałem usta, nie odrywając od niej wzroku. Po kilku sekundach potrząsnąłem głową.
- Nie.
Zmienił jej się wyraz twarzy.
- Więc o co chodzi?
Pomimo ścisku w środku, nie mogłem się powstrzymać. Moja głowa mówiła mi jedno - żeby tego nie robić. Żeby pozwolić jej odejść i zapomnieć o wszystkim, co było między nami - ale moje (bez względu jak oklepanie to brzmi) serce kazało mi zostać.
- Chcesz wiedzieć, czego chcę? - Odezwałem się. Wreszcie pozbyłem się dumy i przyjąłem prawdę. Nic nie mówiła, patrząc mi w oczy.
Owinąłem rękę wokół jej talii.
- Chcę ciebie. - Szepnąłem, po czym naparłem na jej wargi.
Na początku próbowała to przerwać, ale z czasem się poddała, chwytając dłonią moją szyję i przyciągając bliżej. Atmosfera wokół robiła się coraz gorętsza. Nasze języki walczyły o dominację, aż w końcu się od niej oderwałem. Nasze klatki piersiowe szybko się poruszały, a oddechy były urywane.
Opierając nasze czoła oblizałem usta, rozkoszując się smakiem. Patrząc jej w oczy przez wieki zorientowałem się, że uścisk w brzuchu zniknął, a moje całe ciało się rozluźniło. Nie mogłem powstrzymać cichego śmiechu.
- Co jest takie zabawne? - Spojrzała na mnie, trzymając mi ręce na ramionach.
Potrząsnąłem głową, patrząc na niebo, po czym znów na nią.
- John miał rację.
Zmarszczyła brwi.
- John?
- Tak, John. To jeden z chłopaków.
Pokiwała głową ze zrozumieniem.
- Co powiedział? - W jej oczach czaiły się iskierki ciekawości.
Uśmiechnąłem się.
- Że cię lubię.
Jej źrenice się rozszerzyły i przygryzła dolną wargę.
- I? - Spojrzała mi w oczy z nadzieją.
Łobuzersko się uśmiechnąłem.
- Miał rację.
_______________________________-
Awwww ;3 ^^ *.* 
To ostatni na dziś ;] Wiem, że rzadko dodaje, ale nie mam czasu więc dodawać bd tylko w weekendy :P Przepraszam za błędy (jeżeli takowe są) w rozdziałach od 17 do 21, ale zasypiam już normalnie.! Więc Branoc ;*

Twenty


Gdy pan Longo mówił o rzeczach, które mało mnie obchodziły - znane też jako geometria - nie mogłam pozbyć się z głowy widoku Justina, gdy wygarnęłam mu wszystko na korytarzu, przed pójściem do klasy. To było bezcenne. Żałujcie, że tego nie widzieliście. Miał minę jakbym wybiegła mu pod koła samochodu.
Szkoda, że nie udało mi się tego nagrać...
Och, chwila, nawet jeśli miałabym szansę to zrobić, to nie miałabym możliwości, bo dzięki Justinowi zabrano mi telefon.
Okej, to nie on fizycznie mi go zabrał. To była moja czasem denerwująca matka, ale nie ważne, bo to przez niego mi go skonfiskowano.
Wiecie, jak teraz o tym myślę, to wszystko złe, co przytrafiło mi się w tym miesiącu, było winą Justina.
Zaczynam myśleć, że Bóg ma dla mnie jakiś plan.
Odgarniając ze swojej twarzy włosy, zostałam wyrwana ze swoich myśli, gdy poczułam papierową kulkę uderzającą w tył mojej głowy. Marszcząc brwi, obróciłam się i zobaczyłam wesołą Carly.
- O co chodzi? - Powiedziałam bezgłośnie.
- Przepraszam - szepnęła. - Nie chciałam trafić cię w głowę. Celowałam raczej w rękę...
Niewinnie przygryzła wargę.
Wywróciłam oczami, patrząc na nią z rozbawieniem, po czym schyliłam się i podniosłam papierek, który upadł na podłogę. Wracając na miejsce, rozwinęłam go, czytając nabazgrane na nim słowa.
To prawda?
Zerkając na nią z dezorientacją, kliknęłam długopisem i odpisałam, że nie do końca rozumiem, o co jej chodzi, po czym zgniotłam papierek i go do niej rzuciłam.
Łapiąc go w dwie ręce, szybko rozwinęła, napisała odpowiedź i odrzuciła.
Szybko przeczytałam jej słowa.
Że znasz Danger’a.
Czytając te słowa, czułam jak zaciska mi się gardło, ale nie pozwoliłam mojej twarzy wyrażać żadnych emocji. Ostatnim czego chciałam, było pokazanie wszystkiego co myślę.
Odpisałam jej, że nie wiem o czym mówi, po czym udałam niezwykle zainteresowaną słowami, które pan Longo pisał na tablicy.
Słysząc coś uderzającego o moją ławkę, jęknęłam w duchu. Schylając się, podniosłam to i przeczytałam.
Nie udawaj głupiej, Kelsey. Wiesz dobrze o czym mówię.
Odwróciłam się w jej kierunku, machając ręką żeby zwrócić jej uwagę. Kiedy mi się to udało, pokazałam na zwinięty papierek i bezgłośnie powiedziałam, że naprawdę nie wiem o co jej chodzi.
Wywróciła oczami, surowo na mnie patrząc. Kiedy miała otworzyć usta, żeby mi odpowiedzieć, przerwał jej pan Longo.
- Czy jest coś, czym chciałybyście podzielić się z całą klasą? - Odwróciłam się i zobaczyłam, że wydął usta, a z jego oczu ciskały pioruny.
- Nie. - Oparłam się o krzesło.
- Przepraszam. - Powiedziała Carly, machając ręką.
Cicho się zaśmiałam, kręcąc głową. Zazwyczaj to właśnie jej nie obchodziło co ludzie mówią czy sądzą. Do końca lekcji byłyśmy cicho, nie chcąc zdenerwować pana Longo, ponieważ obie dobrze wiedziałyśmy, że otrzymałybyśmy naganę, a to ostatnie czego dziś potrzebowałam.
Gdy zadzwonił dzwonek, szybko wstałam, a w mojej głowie rozbrzmiało Alleluja. Nie mogłam doczekać się lunchu i zjedzenia czegoś dobrego. Byłam cholernie głodna. Wrzucając zeszyt do torby, wyszłam przez drzwi, gdy zatrzymała mnie Carly.
Nigdy nie odpuści.
- O co chodzi, Carly? - Westchnęłam, odwracając się w jej stronę.
- Wciąż nie odpowiedziałaś na moje pytanie - stwierdziła.
- Owszem, odpowiedziałam. - Zwalczyłam chęć wywrócenia oczami. Dlaczego nie mogła zostawić tego tematu w spokoju?
- Nie, wcale nie. - Warknęła, odrzucając włosy do tyłu. - Spytałam, czy znasz... - Zatrzymała się, sprawdzając, że nie ma nikogo w pobliżu, po czym cicho szepnęła mi do ucha – Danger’a.
- A ja powiedziałam, że nie wiem o czym mówisz. - Odpowiedziałam, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
- Dobrze wiesz, o czym mówię, Kelsey. Byłaś na tej imprezie, gdy z tobą rozmawiał.
- Tylko to zrobił, Carly. Porozmawiał ze mną i tyle. - Wzruszyłam ramionami. - Nie wiem, dlaczego o tym teraz mówisz. To było dawno temu.
- Mówię o tym, ponieważ nie wiedziałam, że rozmawialiście jeszcze po imprezie. - Każde słowo wypowiadała wolno, jakby chciała wtopić je w mój mózg.
- Nie rozmawialiśmy. - Powiedziałam niskim głosem.
- Krążą plotki, że jednak rozmawialiście.
- A ty w nie wierzysz? - Podniosłam brew.
- Cóż, nie byłoby tak, gdybym nie wiedziała, że on cię zna. - Wymamrotała, patrząc na mnie podejrzliwie.
- On nie... - Zmarszczyłam brwi. - Słuchaj Carly, nie wiem do czego dążysz i szczerze mówiąc mnie to nie obchodzi. Jestem głodna. - Zatknęłam kosmyk włosów za ucho. - Nie znam Danger’a. Jedynym, co ten dzieciak zrobił, było powiedzenie do mnie trzech słów i tyle, więc cokolwiek mówią te plotki, są tylko jednym, wielkim pierdoleniem.
Wpatrywała się we mnie, myśląc czy uwierzyć w moją wiarygodną historyjkę. Muszę przyznać, jestem świetną aktorką.
Wreszcie westchnęła, chwytając mnie za rękę i ciągnąc na bok.
- Posłuchaj, bez względu na to czy plotki są prawdziwe, nie chcę żebyś się z nim zadawała.
- Dobrze, mamo. - Cicho się zaśmiałam, próbując rozluźnić atmosferę.
Nie wyszło mi.
Potrząsnęła głową.
- Mówię poważnie, Kels. Wystarczy, że on chodzi do tej szkoły. Nie chcę, żeby miał z tobą coś wspólnego. Jest niebezpieczny. Danger jest znany w całym mieście, nawet w miejscach daleko stąd. Wszyscy go znają i on zna wszystkich. Robił rzeczy, o jakich sobie nie wyobrażasz. - Spojrzała mi w oczy. - Nie bez powodu mówią na niego Danger.
Skłamałabym mówiąc, że nie dostałam gęsiej skórki, ale wyminęłam ja i rzuciłam rozdrażnione spojrzenie.
- Okej, Carly. Rozumiem. Mogę już iść coś zjeść? - Wskazałam na koniec korytarza.
Westchnęła, kiwając głową.
- Ta, pewnie. Do zobaczenia później.
- Pa. - Pomachałam jej, po czym ruszyłam w dół korytarza.
Dzięki Bogu przesłuchanie się skończyło.
To znaczy, bardzo kocham Carly i wiem, że ma dobre zamiary, ale nienawidzę tego, że nie potrafi odpuścić. Jeśli odpowiedź brzmi nie, to nie. Proste.
Przez ten cały czas burczało mi w brzuchu i nie mogłam się doczekać, aż wejdę na stołówkę. Możecie mówić, że dramatyzuje, ale nie jadłam ponad cały dzień.
Kiedy miałam zamiar otworzyć drzwi, zostałam od nich odciągnięta.
- Co do...
- Hej skarbie.
Wywróciłam oczami, widząc przed sobą Justina.
- Co tym razem, Bieber?
- Nie wywracaj na mnie oczami. - Syknął. - Wiesz, jak bardzo tego nienawidzę. - Powiedział nisko.
Nie odpowiedziałam, nie chcąc przeginać.
- Serio, Justin. O co chodzi? - Rozejrzałam się, żeby mieć pewność, że wokół nas nie ma nikogo, a w szczególności Carly.
- Co z tobą? - Dziwnie na mnie spojrzał.
- O co ci chodzi? - Oderwałam wzrok od korytarza i przeniosłam go na niego. Przygryzłam dolną wargę.
- Wyglądasz, jakbyś się przed kimś chowała. - Włożył ręce do kieszeni jeansów, pozwalając kciukom wystawać.
- Tak. - Urwałam. - Przed tobą. - Żartobliwie zaczęłam się z nim drażnić.
Pełen rozbawienia łobuzerski uśmiech wkradł się na jego usta.
- Och, czyżby?
Przytaknęłam, zawadiacko się uśmiechając.
- Cóż, w takim razie jesteś w tym beznadziejna, bo cię znalazłem. - Uśmiechnął się.
- Cholera. - Mruknęłam rozbawiona.
Zaśmiał się.
- Widzę, że wciąż masz to samo poczucie humoru.
- Cóż, nie mogło się za bardzo zmienić w ciągu dwóch dni. Mam rację, Bieber? - Podniosłam brew.
Wzruszył ramionami.
- Pewnie tak.
Zerknęłam za siebie, po czym znów na Justina.
- Okej, chciałabym zostać i pogadać, ale jestem głodna - pokazałam w kierunku stołówki. - Więc do zobaczenia. - Odwracając się, byłam gotowa wejść do środka, kiedy chłopak się odezwał.
- Zaczekaj! - Zawołał, kładąc rękę na drzwiach, powstrzymując mnie przed ich otworzeniem.
Westchnęłam. Czemu nikt nie chce pozwolić mi dziś jeść?
- Co tym razem, Justin? - Spojrzałam na niego.
- Chcesz gdzieś ze mną pojechać?
~
- Nie mogę uwierzyć, że to robię. - Wymamrotałam, idąc za Justinem do magazynu.
Ten cicho się zaśmiał, trzymając dla mnie drzwi, przez które wyszłam na wzgórze. Westchnęłam, po czym zaczerpnęłam czystego powietrza i spojrzałam w niebo. Justin do mnie podszedł i rozejrzał się wokół. Zerkając na niego, przypomniałam sobie ostatni raz, gdy mnie tu zabrał. Zastanawiałam czemu zrobił to wtedy i dlaczego robi to ponownie.
Zanim zdołałam się powstrzymać...
- Dlaczego mnie tu przyprowadziłeś?
Głośno wypowiedziałam swoje myśli.
I pomyśleć, że miałam przestać robić takie głupie rzeczy...
Justin odwrócił w moim kierunku głowę.
- Co?
Przygryzłam wargę.
- Nie ważne. - Potrząsnęłam głową, odwracając wzrok.
- Nie, powiedz mi.
- Nie odpuścisz, prawda? - Mruknęłam.
- Nie.
Wypuściłam głęboki wdech, ponownie na niego spoglądając.
- Spytałam, dlaczego mnie tu przyprowadziłeś.
Zassał swoje zęby, lekko przechylając głowę.
- Och. - Mruknął.
- Ta... - Zaczęłam bawić się palcami, a moje nerwy zżerały mnie od środka. Nie wiem dlaczego, ale jego odpowiedź powoli mnie zabijała.
- Ja... Cóż, szczerze mówiąc nie wiem. - Wzruszył ramionami. - Chciałem się na chwilę wyrwać i pomyślałem, że wynagrodzę ci za to, co powiedziałem wcześniej.
Zdezorientowana zmarszczyłam brwi.
- No wiesz. - Zaczął się kiwać na piętach swoich Supr. - Kiedy zasugerowałem, że jesteś dziwką... - Po tych słowach udał, że kaszle.
Zaskoczona podniosłam brew. Kiedy to do mnie dotarło, łobuzersko się uśmiechnęłam.
- Czy Justin Bieber przeprasza?
Zakpił.
- Nie, nigdy.
- Czy nie to właśnie powiedziałeś? - Przeniosłam ciężar ciała na lewe biodro, krzyżując ręce na piersi.
- Nie. Powiedziałem, że ci to wynagrodzę, nie przeprosiłem. - Poprawił mnie.
Zaśmiałam się.
- Zachowujesz się, jakby przepraszanie było przestępstwem. - Potrząsnęłam głową, puszczając ręce po bokach. - Wiesz, już raz to zrobiłeś. - Żartobliwie go przycisnęłam.
- Nie przyzwyczajaj się. - Złośliwie się uśmiechnął.
- Nie martw się, nie mam zamiaru. - Sztucznie się uśmiechnęłam, po czym przeniosłam wzrok na kolorowe niebo.
- Wiesz, masz u mnie dług. - Ponownie się odezwałam.
Gwałtownie się zaśmiał.
- Za co?
Wzruszyłam ramionami.
- Za wszystko.
- A mówiąc wszystko masz na myśli...? - Urwał, czekając aż dokończę.
- Uratowanie twojego tyłka. - Obróciłam głowę, posyłając mu łobuzerski uśmiech.
- Jeśli ktoś uratował tu czyjś tyłek, to byłem ja. - Wskazał na siebie.
Zaśmiałam się.
- Żartujesz sobie ze mnie?
- Nie, Jones, nie żartuję. - Oblizał usta. - Uratowałem ci tyłek przed Bruce'm i chłopakami. Jeśli nie ja, prawdopodobnie byłabyś teraz martwa.
Zamarłam.
- Co?
- Nie bądź głupia, Kelsey. Naprawdę myślisz, że chłopaki chcieli puścić cię wolno po zobaczeniu morderstwa?
Otworzyłam usta, ale chwilę później je zamknęłam.
- Dokładnie. - Wskazał na mnie.
- Pomimo tego, że uratowałeś mi tyłek, ja uratowałam twój więcej niż raz. - Wytknęłam.
- Kiedy?
- Och, no nie wiem. - Potarłam podbródek, udając, że nad tym myślę. - Zaczynając od tego, że moi rodzice spytali mnie, gdzie byłam kiedy praktycznie mnie uprowadziłeś...
Otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale byłam szybsza.
- Kiedy byłeś dźgnięty nożem i kiedy Carly spytała, czy rozmawialiśmy...
- Carly?
- Moja najlepsza przyjaciółka. - Wyjaśniłam.
Przez jego twarz przemknął cień.
- Czemu miałaby cię o to pytać?
- Nie wiem. - Wzruszyłam ramionami. - Ale nie o to chodzi...
- Kelsey, co dokładnie powiedziała?
- Po prostu spytała, czy ze sobą rozmawialiśmy. - Dziwnie na niego spojrzałam. - Czemu pytasz?
- Ludzie mnie mogą wiedzieć, że 'rozmawiamy'. - Wymamrotał niskim, ale słyszalnym głosem.
- Dlaczego? - Zmarszczyłam brwi.
- Ty i te wszystkie pierdolone pytania. - Mruknął, zirytowany.
- Co mogę powiedzieć? Jestem dziewczyną, to leży w mojej naturze.
- Będzie dla ciebie lepiej, jeśli będziesz siedziała cicho. - Warknął.
Wywróciłam oczami.
- Naprawdę musisz przestać to robić.
- Robić co?
- Być bipolarnym. - Oznajmiłam, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. - W jednej sekundzie jesteś szczęśliwy, a chwilę potem masz ochotę kogoś zabić. - Wyrzuciłam ręce w powietrze.
- Spróbuj przez dzień być w moich butach, musząc wszystko załatwiać z chłopakami siedzącymi ci na głowie, a teraz też dziewczyną, która nie może przestać zadawać pytań i potrafi być wrzodem na dupie. - Zaczął się bronić. - To nie jest łatwe.
- Posłuchaj, Bieber. W ciągu jednego dnia przeszłam więcej, niż każda inna dziewczyna na tym cholernym świecie, więc jeśli ktoś jest tu zestresowany, to jestem to ja.
Zaśmiał się.
- Musiałaś się z tym pieprzyć tylko przez jeden dzień, może więcej. Spróbuj wytrzymać to przez kilka lat.
Nie odpowiedziałam.
- Wciąż masz u mnie dług. - Wymamrotałam po kilku sekundach.
Cicho się zaśmiał.
- Czyżby? Cóż, ty też jesteś mi coś winna.
Wywróciłam oczami.
- Wszystko jedno.
Znów się zaśmiał.
- Czego chcesz?
- Huh? - Spojrzałam na niego.
- Spytałem, czego chcesz. - Ponownie oblizał usta. - No wiesz, w ramach zapłaty za uratowanie mojego tyłka tyle razy pod rząd. - Łobuzersko się uśmiechnął.
- Cóż, na początek, jestem głodna. - Zaśmiałam się. - Ponieważ ktoś postanowił mnie tu zabrać, kiedy miałam zamiar zjeść lunch.
- Okej, okej. - Podniósł ręce w górę, pokazując, że się poddaje. - W takim razie pójdziemy coś zjeść.
Mentalnie sobie pogratulowałam, czując, jak mój brzuch kipi z zadowolenia.
- Dzięki.
W odpowiedzi kiwnął głową.
Ogarnęła nas cisza, gdy podziwialiśmy przelatujące nad nami chmury. Ponownie wbiłam zęby w swoją dolną wargę, kiedy powietrze wokół nas zgęstniało.
- Zawsze to robisz. - Przerwał ciszę cichym śmiechem.
- Robię co? - Przeniosłam na niego wzrok.
- Przygryzasz wargę. - Odwrócił się, żeby być całkiem na wprost mnie.
Przechyliłam głowę na bok.
- Możesz rozwinąć?
- Za każdym razem, kiedy się denerwujesz... - Przysunął się do mnie. - Ty... - Wyjął jedną rękę z kieszeni, po czym się pochylił i delikatnie przesunął palcem po moich ustach, sprawiając że mój żołądek wywinął fikołka. - Przygryzasz wargę.
Nawet nie zauważyłam jak blisko był, dopóki nie poczułam na twarzy jego miętowego oddechu.
- Nie, nie robię tego. - Szybko powiedziałam, pomimo przyprawiającego o zawroty głowy uczucia w środku.
- Tak. - Podszedł jeszcze bliżej, aż nasze klatki piersiowe się stykały. - Robisz to. - Szepnął przy moich ustach.
Zaczęłam oddychać urywanie, a moje pachy się spociły. Nie mogłam nad tym zapanować - przygryzłam wargę.
- Widzisz? - Łobuzersko się uśmiechnął. - Znów to zrobiłaś.
Potrząsnęłam głową.
- Wiesz, co to znaczy, prawda? - Szepnął, przysuwając się do mnie.
Spojrzałam na niego, przełykając ślinę.
- Co?
- Że się przy mnie denerwujesz. - Szepnął, jakby mówił mi sekret. Jego twarz była milimetry od mojej i zanim zdążyłam chociaż poskładać to, co się działo do kupy, jego usta pewnie naparły na moje, sprawiając, że się zachwiałam.
Oddałam pocałunek z taką samą siłą, oplatając ręce wokół jego szyi, przyciągając go jeszcze bliżej.
Jęcząc, chwycił mnie w talii, przyciągając bliżej i wbijając palce w moje biodra, sprawiając, że pisnęłam.
Justin lekko się zaśmiał, po czym na chwilę się odsunął, a następnie ponownie złączył nasze usta. Przejechał czubkiem języka po mojej wardze, prosząc o pozwolenie.
Otwierając usta, przejechałam swoim językiem po jego, a po chwili oboje toczyliśmy nimi zawziętą walkę.
Przesuwając rękami po moich plecach, zjechał mini niżej, łapiąc moje pośladki w dłonie, po czym mnie podniósł, sprawiając, że owinęłam wokół niego nogi.
Napierając na niego, pogłębiłam pocałunek, pozwalając dłoniom odchylić jego głowę, pociągając za włosy.
Jęcząc, ścisnął mój tyłek, sprawiając, że jęknęłam mu w usta. Zaczął iść, popychając mnie na ścianę, po czym oderwał ode mnie jedną z dłoni i otworzył nią drzwi do magazynu, a następnie na powrót mnie chwycił i wszedł do środka.
Po kilku sekundach położył mnie na jednej z kanap, kładąc się na mnie.
Odsuwając się, przesunął głowę w dół, trącając nosem moją szyję, po czym zaczął składać na niej milion pocałunków, doprowadzając mnie do głośniejszych jęków.
Ściskając wokół niego nogi, poczułam jak gryzie mnie w szyję, sprawiając, że z przyjemności wygięłam plecy w łuk.
Przenosząc się na drugą stronę mojej szyi, zaczął ją ssać i przygryzać, przez co spłycił mi się oddech. Moja dolna strefa zaczęła pulsować od seksualnego napięcia. Jęknęłam, chcąc więcej.
Musiałam coś z tym zrobić albo oszaleję.
Przyciągając jego głowę bliżej swojej szyi, przycisnęłam do niego swoją dolną połowę, domagając się uwagi.
Odsuwając się od mojej szyi, Justin zawisł nad moją twarzą, po czym oblizał usta. Schylając się, złączył nasze wargi napierając na nie, co doprowadziło nas oboje do jęku.
Ocierając się o niego, ponownie pociągnęłam go za włosy. Chłopak zaczął poruszać się w tym samym rytmie, co ja, ocierając się o moją sferę, sprawiając, że jęknęłam z rozkoszy.
- Justin... - Jęknęłam, odrywając się od niego.
- Wiem, kochanie, wiem... - Jego ciężki oddech zderzył się z moim ramieniem. Poruszał się szybciej, a ja czułam, jak cos we mnie narasta, coraz bliżej finału. Po kilku pchnięciach Justina, ogarnęło mnie błogie uczucie, gdy oboje jęknęliśmy.
- Zgadnij co, skarbie? - Justin szepnął mi seksownie do ucha. Jego nierówny oddech podniecił mnie jeszcze bardziej.
- Co? - Odszepnęłam.
- Właśnie doprowadziłem cię do pierwszego orgazmu.
_______________________________________________
o.O OMG omg oMg OmG OMg oMG omG Omg i wgl *.* Jelsey ;3 
Nie mogłam musiałam to zdanie jakoś wyróżnić :D

Nineteen.


Justin's POV
- Bieber, wstawaj! - Usłyszałem czyjś krzyk, ale byłem za bardzo zakopany pod kołdrą i poduszkami, żeby rozpoznać kto to. Wiedziałem tylko, że ktokolwiek to był, będzie rozczarowany, bo byłem zmęczony jak cholera.
- Spierdalaj. - Wymamrotałem, zdecydowanie nie w humorze.
Jednak ktokolwiek to był, nie zrozumiał.
- Okej, sam mnie do tego zmuszasz. - Powiedział, a po chwili ich głos zniknął, zostawiając mnie w spokoju. Niestety nie potrwał on długo, bo chwilę później poczułem na sobie lodowatą wodę.
- Kurwa mać! - Podniosłem się, wycierając twarz. Podniosłem wzrok i zobaczyłem Bruce'a. - Kurwa, o co chodzi? - Warknąłem.
- O mój Boże! - Pisnęła Kayla, również siadając, opatulając się kołdrą, żeby przykryć piersi. – O co ci chodzi, Bruce?! - Zawołała piskliwym głosem.
Przysięgam, jeśli nie byłbym tak zmęczony i zirytowany, przywaliłbym mu prosto w twarz. Gnojek ma szczęście, że jestem nago i nie mam nastroju do bójki.
- Powiedziałem, żebyś wstał Bieber, ale mnie nie posłuchałeś. - Wzruszył ramionami, trzymając w ręku puste wiadro.
- Jezu, chłopie! Jestem kurewsko zmęczony. - Gwałtownie przebiegłem palcami po swoich włosach, po czym potarłem twarz. - Prawie wcale nie spałem.
- A czyja to wina? - Spytał, ale nie dał mi nawet szansy odpowiedzieć, bo znów zaczął mówić. - Twoja - pokazał na mnie palcem. - To nie moja wina, że postanowiłeś spędzić cały dzień zabawiając się z tą dziewczyną, jakkolwiek ma na imię, a potem przyszedłeś się z nią pieprzyć. - Machnął ręką w kierunku Kayli.
- Ciągle się prujesz o to gówno? - Jęknąłem, masując skronie. - Serio, to nie jest jakaś wielka sprawa. Pogódź się z tym. - Warknąłem.
- Jaka dziewczyna? - Kayla spojrzała na mnie, potem na Bruce, po czym znów na mnie.
Wywróciłem oczami, w duchu przeklinając Bruce'a. Spojrzałem na niego wzrokiem mówiącym przysięgam-że-cię-za-to-zabiję.
On tylko wzruszył ramionami.
- Nie ważne, ubierz się i idź. Nie chcę, żebyś musiał siedzieć po godzinach. Mamy dzisiaj trochę do załatwienia. - Spojrzał na mnie, po czym wyszedł z pokoju.
- O czym on mówił? - Spytała Kalya, gdy tylko opuścił pomieszczenie.
Wstałem, zakładając na siebie bokserki.
- O niczym. - Chwyciłem swoje ubrania, gotowy do wyjścia.
- Kłamiesz. - Syknęła przez zaciśnięte zęby.
- I co z tego? - Warknąłem, odwracając się w jej kierunku. - To nie twój pieprzony interes! - Syknąłem, po czym otworzyłem drzwi i wyszedłem.
Zaszedłem do swojego pokoju, gdzie wybrałem ciuchy i czyste bokserki, a następnie wszedłem do łazienki.
Po wzięciu prysznica i wykonaniu wszystkich porannych czynności, opuściłem pokój i zbiegłem po schodach. Biorąc swoje klucze z haczyka, bez słowa wyszedłem i skierowałem się w stronę samochodu.
Kiedy już siedziałem w środku, odpaliłem go i ruszyłem do szkoły. Już miałem wyjeżdżać przez przednie wejście, gdy telefon zawibrował mi w kieszeni. Wyciągając go, przesunąłem palcem po ekranie, aby go odblokować.
Od: Bruce
Nie zapomnij. Dzisiaj. Po szkole. Spotkanie.
Wystukałem krótką odpowiedz, mówiąc, że tam będę, po czym schowałem komórkę do kieszeni i wjechałem na szkolny parking.
Gdy zaparkowałem na swoim stałym miejscu, wyciągnąłem kluczyki ze stacyjki i wyszedłem, zamykając za sobą drzwi. Zablokowując je, ruszyłem w kierunku szkoły, ignorując spojrzenia i szepty wokół siebie, chcąc, żeby ten dzień się już skończył.
Po kilku minutach chodzenia, zadzwonił dzwonek i wszyscy zaczęli biec do klas, nie chcąc się spóźnić. Wywróciłem oczami. Cipy.
Kilka innych dzieciaków opierało się o swoje szafki i ze sobą rozmawiało, celowo chcąc się spóźnić. Cicho się zaśmiałem. Amatorzy.
Kiedy miałem zamiar skręcić w boczny korytarz, zauważyłem długie, brązowe włosy, należące do nikogo innego jak Kelsey Jones.
Zobaczyłem, jak przytula jakąś dziewczynę na pożegnanie, po czym obie poszły w swoje strony. Podniosłem brew, przyswajając to wszystko. Kimkolwiek była ta dziewczyna obok Kelsey, była cholernie seksowna.
Zdecydowanie bym ją przeleciał.
Zauważając, że Kelsey idzie w stronę korytarza, na którym się znajdowałem, łobuzersko się uśmiechnąłem, po czym schowałem za rogiem, czekając aż obok mnie przejdzie.
Gdy już miała skręcić w korytarze naprzeciw, chwyciłem ją, pociągając w swoją stronę, po czym popchnąłem na ścianę.
- Tęskniłaś? - Łobuzersko się uśmiechnąłem.
Kelsey's POV
- Co ty tu robisz, Justin? - Syknęłam, rozglądając się wokół na wypadek, gdyby ktoś przechodził obok. Ostatnim, czego potrzebowałam były kłopoty z dyrektorem, bo nie było mnie w klasie.
- Wciąż nie odpowiedziałaś na moje pytanie. - Łobuzerski uśmiech na jego ustach zrobił się jeszcze większy, gdy spojrzał na mnie tymi dużymi, brązowymi, intrygującymi oczami. Były takie niesamowite... Naprawdę musi, przestać to robić.
- A powinnam za tobą tęsknić? - Przestałam gorączkowo spoglądać we wszystkie strony, pozwalając swoim oczom spotkać jego.
- Ałć, skarbie! - Justin przycisnął dłoń do swojej klatki piersiowej. - To bolało. - Sztucznie wydął swoją dolną wargę, chcąc wyglądać na smutnego, ale oboje wiedzieliśmy, że była to całkowita bzdura.
Wywróciłam oczami.
- Tak, tak, jestem pewna, że tak było.
- Ktoś ci włożył kij w dupę? - Chłopak podniósł brew i cicho się zaśmiał.
Wypuściłam powietrze z płuc.
- Jestem zirytowana i nie spałam zbyt długo w nocy, za co mogę podziękować tobie. - Warknęłam, krzyżując ręce na piersi.
Wzruszył ramionami.
- To tak jak ja, ale nie widzisz mnie narzekającego. - Zadrwił, po czym pochylił się i przysunął usta do mojego ucha. - Poza tym, nie udawaj, że ci się nie podobało. - Jego oddech połaskotał mnie w skórę.
- Co mi się podobało? - Przełknęłam ślinę, przygryzając wargę i czując na sobie jego wzrok.
- To, co wydarzyło się zeszłej nocy. - Szepnął, delikatnie całując moje ucho, po czym odsunął swoją głowę i wpatrywał się w moje oczy z figlarnym uśmieszkiem na ustach.
Przygryzłam wnętrze policzka, czując jak mój żołądek wywija fikołki. Skłamałabym, mówiąc, że mi się nie podobało, ale nie ma mowy, żebym dała mu tą satysfakcję.
- Cokolwiek pomoże ci spać w nocy, Bieber. - Skierowałam się w swoją stronę, wyrywając z jego uścisku.
Chłopak chwycił mnie za przedramię i przyciągnął z powrotem.
- Myślisz, że w to uwierzę? - Spojrzał na mnie z rozbawieniem w oczach.
- Tak. - Przytaknęłam. - Tak myślę. - Zerknęłam na niego, po czym przeniosłam wzrok na jego dłoń na mojej ręce. - Więc, jeśli nie masz nic przeciwko, muszę iść do klasy.
Zignorował mnie.
- Nie podobał ci się sposób w jaki... – Przerwał. - Całowałem twoją szyję? - Oblizał usta, po czym trącił nosem moją szyję i zanim zdążyłam go powstrzymać, zaczął ją przygryzać, ssać i lizać.
Powstrzymałam jęk i chrząknęłam, przyciskając dłonie do jego klatki piersiowej.
- N-nie. - udało mi się go odepchnąć.
Kontynuował ignorowanie mnie, ponownie się przybliżając.
- Ani to, jak mój język ocierał się o twój? - Przygryzł dolną wargę.
Moje źrenice się rozszerzyły, wiedząc co się teraz stanie, ale zanim miałam okazję poskładać do kupy to co się działo, Justin chwycił mnie za tył głowy i łapczywie wpił się w moje usta. Czubkiem języka przejechał pomiędzy moimi wargami, chcąc dostać się do środka, ale trzymałam je zamknięte. Gdy to zauważył, wolną ręką zjechał na moje pośladki i lekko je ścisnął, sprawiając że gwałtownie zaczerpnęłam powietrza. Wykorzystując okazję, wślizgnął się swój język do moich ust i przejechał nim po moim.
Jęknęłam, odwzajemniając pieszczotę, po czym odwróciłam głowę, przerywając pocałunek. Ciężko oddychając, przygryzłam dolną wargę.
Jezus! Ten dzieciak wie, jak działać szybko.
Gwałtownie się od niego odsunęłam.
- O co ci chodzi, Justin? - Warknęłam, wycierając usta.
Rozbawiony na mnie spojrzał.
- Tylko udowadniam swoją rację, skarbie. Podobało ci się i nie byłbym zaskoczony, jeśli chciałabyś to kontynuować. - Poprawił kołnierzyk swojej skórzanej kurtki. - Ale mam lekcje, więc jeśli chcesz, to możemy pojechać do mnie albo jeśli lubisz perwersję, możemy to zrobić na tyłach mojego samochodu. - Łobuzersko się uśmiechnął.
Spojrzałam na niego z obrzydzeniem.
- Na kogo ja ci wyglądam? Na dziwkę?
Wzruszył ramionami.
- Skąd mam wiedzieć, co robisz w wolnym czasie? - Włożył ręce do kieszeni jeansów, pozwalając swoim kciukom wystawać.
Opadła mi szczęka. Kim on do cholery myśli, że jest?
Nikt tak do mnie nie mówi. Nie obchodzi mnie czy jest Prezydentem Stanów Zjednoczonych czy Johnny'm Deppem.
Jestem człowiekiem tak, jak wszyscy inni na tym pieprzonym świecie.
- Zatrzymaj się na sekundę, Bieber! - Zmrużyłam oczy, podchodząc do niego. - Mogliśmy się razem trochę pobawić, ale nigdy nie wykroczyło to poza całowanie, więc możesz zabrać swoje wielkie ego, wredne i obrzydliwe komentarze oraz bipolarną psychikę gdzie indziej, bo nie jestem w nastroju na ciebie i twoje gierki. Mogę być wieloma rzeczami, ale na pewno nie jestem dziwką! - Warknęłam, przyciskając wskazujący palec do jego klatki piersiowej. - Rozumiemy się? - Podniosłam brew, przechylając głowę na bok.
Stał tam oszołomiony.
Spojrzałam na niego jeszcze raz, po czym zadrwiłam i pokręciłam głową.
- Remis Bieber! - Pokazałam w jego stronę dwa palce jako pożegnanie, po czym się odwróciłam i odeszłam.
Tak się dzieje, kiedy zadzierasz z Kelsey Anne Jones.
____________________________________
Uuuuu ostro ! :D

Eighteen.


- Kelsey Anne, wstawaj! Spóźnisz się do szkoły! - Moja mama wparowała do pokoju, a jej piskliwy głos irytująco rozbrzmiał mi w głowie.
Jęknęłam, przewracając się na drugi bok.
- Nie. - Wymamrotałam, wciskając głowę w poduszkę, mając nadzieję, że sobie pójdzie.
Nie byłam w nastroju, żeby zmierzyć się z dzieciakami ze szkoły, pytaniami Carly, czy nudnymi nauczycielami. Chciałam tylko trochę pospać, co wcześniej mi nie wychodziło przez liczne spotkania z Dangerem aka. Justinem.
- Kelsey! - Krzyknęła, zabierając ode mnie kołdrę, przez co uderzyło we mnie zimne powietrze z pokoju.
Nie za dużo to dało.
- Jeszcze pięć minut, proszę. - Mruknęłam, biorąc poduszkę i zakrywając nią głowę.
Może teraz zostawi mnie w spokoju.
- Kelsey! - Zabrała mi poduszkę, po czym uderzyła mnie nią.
Albo i nie...
- Jezu, mamo! - Podniosłam się, cała zdenerwowana. – Już wstałam! - Warknęłam, przecierając zaspane oczy.
- Nie używaj imienia Pana Boga nadaremno! - Zaskrzeczała swoim wkurzającym głosem.
Dyskretnie wywróciłam oczami. Nie mam nic przeciwko wychwalaniu Jezusa i szanowania swojej religii, ale moja mama już dawno osiągnęła wyższy poziom.
- Powinnaś się za siebie wstydzić, Kelsey Anne! - Kontynuowała swoje kazanie, potrząsając jednocześnie głową i mrucząc jakieś słowa pod nosem. - Ubierz się i się pośpiesz! Nie mamy całego dnia.
- Ale mamo, muszę najpierw wziąć prysznic. – Podniosłam się, gotowa żeby wejść do łazienki, gdy zatrzymała mnie przed pójściem dalej.
- Nie, nie musisz. Dennis i ja nie mamy czasu na twoje godzinne prysznice. Musimy już iść albo się spóźnimy, bo byłaś na tyle nieodpowiedzialna, że nie poszłaś spać o przyzwoitej porze. – Wycelowała we mnie palcem. - Umyj twarz i zęby, ubierz się, a potem zejdź na dół.
- Ale mamo, nie wykąpałam się od czasu wieczoru...
- Kiedy przyłapaliśmy cię na wracaniu do domu? - Sztucznie się uśmiechnęła. - Cóż, to nie moja wina. Nikt nie kazał ci być nieostrożną czy nieposłuszną. - Skierowała się w kierunku wyjścia. - Och, i nie myśl, że skończył ci się szlaban, młoda damo. Oczekuję, że wrócisz do domu od razu po szkole. Rozumiemy się?
- Wszystko jedno. - Wymamrotałam, odwracając wzrok.
Westchnęła, nie chcąc wszczynać kolejnej kłótni.
- Lepiej, żebyś była gotowa, kiedy schowam wszystko do samochodu.
Lekceważąco machnęłam w jej kierunku ręką, wchodząc do łazienki. Gdy usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi, wydałam z siebie pełen irytacji krzyk.
Kocham swoją mamę, ale czasem potrafi być cholernie nadopiekuńcza i denerwująca. To doprowadza mnie do szaleństwa.
Odkręcając wodę w kranie, obmyłam nią twarz, po czym ją namydliłam, a następnie osuszyłam ręcznikiem i umyłam zęby. Czesząc włosy, przeklęłam je - wyglądały okropnie. Dzięki Bogu, nie były tłuste! Nie wyglądały w połowie tak źle, jak się spodziewałam, ale nie powalały na kolana. Związując je w niechlujnego koka, wyszłam z łazienki.
Podchodząc do szafy, wydęłam usta, zastanawiając się, co dziś na siebie włożyć. Zdecydowałam się na czarne rurki, białą koszulkę i czarno-czerwoną koszulę. Włożyłam jeszcze baletki i rozejrzałam się w poszukiwaniu mojej torby.
Gdy już ją znalazłam, przewiesiłam ją przez ramię, gotowa do wyjścia, ale gdy zerknęłam w lustro, zauważyłam ogromne sińce pod oczami.
Cholera.
Rzucając torbę na podłogę, pobiegłam do łazienki, gdzie zaczęłam przetrząsać szafki, aby odnaleźć mój podkład. Gdy wreszcie go odszukałam, nałożyłam go na twarz, po czym pomalowałam rzęsy, żeby choć odrobinę przypominać człowieka.
Dumna ze swojego dzieła, chwyciłam torbę, ponownie zarzucając ją sobie na ramię. Wyszłam z pokoju, zbiegłam po schodach i zauważyłam otwarte drzwi frontowe. Rozglądając się, spostrzegłam, że mama z bratem już wyszli.
Cudownie.
Wychodząc z domu poczułam ulgę, widząc ich w samochodzie. Dziękując Bogu, że nie odjechali, a ja nie musiałam iść na piechotę. Miałam zamiar usiąść od strony pasażera, ale zorientowałam się, że mój brat zajął mi miejsce.
- Co do cholery? - Cicho krzyknęłam. - To moje miejsce! Wypad!
- Nie - wytknął język jak dziecko. Jeśli mogłabym go uderzyć, bez pakowania się w kłopoty, chętnie bym to zrobiła.
- Wstań. Teraz! - Warknęłam przez zaciśnięte zęby.
- Och, pośpiesz się Kelsey i wsiadaj do auta! - Podniosłam głowę, napotykając świdrujące spojrzenie mojej matki.
Opadła mi szczęka.
- To nie fair! - Tupnęłam. Nie obchodziło mnie, że zachowuję się jak dziecko. Zawsze traktowała go lepiej ode mnie, a odkąd wpadłam w kłopoty zachowuje się, jakbym była jakimś śmieciem, a on najbardziej niewinną osobą na świecie.
Możecie to sobie wyobrazić?
Jęcząc, otworzyłam tylne drzwi, po czym weszłam do środka i trzasnęłam nimi, przez co moja matka spojrzała na mnie z niedowierzaniem.
- Kelsey Anne... - Zaczęła, na co podniosłam rękę w obronnym geście.
- Wiem, wiem. Nie powinnam trzaskać drzwiami. Bla, bla, bla… Możemy już jechać? - Syknęłam. Szeroko otworzyła oczy, po czym rozchyliła usta, żeby coś powiedzieć, jednak po chwili je zamknęła i odwróciła się. Kręcąc głową, zaczęła wyjeżdżać na drogę.
Okej, wiem, że to lekka przesada, ale nie mogłam z nią już dłużej wytrzymać. Albo zrobiłabym to, albo przez całą drogę tylko by gadała, a i tak byłam nie w humorze, więc słuchanie jej kazania przez następne pół godziny doprowadziłoby mnie do obłędu.
Wyglądając przez okno, westchnęłam, chcąc, żeby ten dzień się już skończył. Kiedy już myślałam, że zasnę przez jej wolną jazdę, drzwi obok się otworzyły, a ja prawie wypadłam.
- Co do... - Podniosłam wzrok i ujrzałam Dennisa. - O co chodzi? - Syknęłam.
- Jesteśmy na miejscu – wskazał głową w prawo. Spojrzałam w tym kierunku i moim oczom ukazała się szkoła.
- Och! - Mruknęłam. – Przepraszam. - Wysiadłam.
Pokiwał głową, zamykając za mną drzwi.
- Posłuchaj Kels. - Położył dłoń na moim ramieniu. Westchnęłam, patrząc na niego. - Wiem, że mama może być irytująca, ale się troszczy. Okej? Więc nie bądź dla niej wredna.
Czasem myślę, że mój brat został zamknięty w ciele szesnastolatka.
Przygryzłam wargę, przyswajając jego słowa, po czym zerknęłam na swoją mamę. Wyglądała na rozdartą, nieco przybitą i całkowicie rozczarowaną. Spojrzałam w dół.
- Masz rację. - Wypuściłam powietrze, ściskając czubek nosa. - Nie powinnam być dla niej taka nieuprzejma...
- Po prostu następnym razem bądź milsza. Wiem, że potrafi być denerwująca i nadopiekuńcza, ale ma dobre intencje, prawda?
Oblizałam usta.
- Prawda.
Uśmiechnął się.
- Cóż, do zobaczenia - miał zamiar wrócić do samochodu, gdy nagle się zatrzymał i odwrócił w moim kierunku. - Nie powiedziałem jej o zeszłej nocy.
Smutno się uśmiechnęłam.
- Wiem, dziękuję.
Pochylił głowę.
- Nie ma za co. - Wszedł do samochodu, po czym wyjechali na ulicę.
Oglądając jak odjeżdżają, po raz setny tego dnia westchnęłam. Przygryzłam wargę, odwróciłam się i zaczęłam iść w stronę szkoły.
Gdy tylko doszłam do swojej szafki, podeszła do mnie Carly.
- Hej, hej, hej! - Uśmiechnęła się. Odwzajemniłam się tym samym.
- Cześć.
- Co tam, dziewczyno? - Zapytała piskliwym głosem, mogącym należeć do lalki Barbie. Zdusiłam śmiech.
Wzruszając ramionami, spojrzałam na nią.
- Dopiero tu przyszłam. - Wbiłam kombinację cyfr, po czym otworzyłam szafkę i wyjęłam potrzebne książki.
- Co się stało kiedy wyszłam? - Spojrzała na mnie z ciekawością w oczach.
- Nic. Mama tylko powiedziała, że jestem uziemiona i że nikt nie może mnie odwiedzać. - Zatrzasnęłam swoją szafkę, po czym ruszyłam z Carly przez korytarz.
- Och, beznadzieja! - Opuściła ramiona. - Miałam zamiar dziś do ciebie wpaść. - Wydęła usta.
- Przez cały tydzień jestem oficjalnie więźniem, więc chyba się nie uda. - Skrzywiłam się. Sama myśl o powrocie do domu i robieniu niczego sprawiła, że się wzdrygnęłam.
- Tak w ogóle, to czemu jesteś uziemiona? - Spojrzała na mnie pytająco. – Wtedy u ciebie mi nie powiedziałaś, a potem nie miałam okazji spytać.
- Moja mama przyłapała mnie, jak wracałam do domu - westchnęłam.
- Jakim cudem zauważyła, że wracasz?
- Byłam głupia i weszłam przez frontowe drzwi. Była trzecia nad ranem. Nie sądziłam, że nie będą spali.
- Prawda, ale czekaj... Co? - Carly zatrzymała się w połowie korytarza. - Myślałam, że wyszłaś z imprezy wcześniej.
Dziwnie na nią spojrzałam.
- Bo tak było.
- Więc jak wróciłaś do domu o trzeciej? Byłyśmy tam o dziesiątej, a gdy wyszłaś było koło północy... - Zmarszczyła brwi.
Przygryzłam wnętrze policzka, powstrzymując się przed głośnym bluźnięciem. Mimo to, mentalnie przeklęłam całe swoje życie.
- Racja... - Odwróciłam wzrok, próbując wymyślić jakąś wymówkę. Nie mogłam jej powiedzieć, że byłam z Justinem. Ona by się posrała, a on by mnie zabił. – Widzisz, byłam głodna, więc zatrzymałam się gdzieś, żeby coś zjeść.
- Nie mogłaś po prostu zrobić sobie czegoś w domu? - Ponownie zaczęła iść, a ja zaraz za nią.
- Nie chciałam hałasować kiedy wrócę. To mogłoby obudzić rodziców.
Zachichotała, kręcąc głową.
- A mówiłaś, że to ja jestem nienormalna.
Zerknęłam na nią, zastanawiając się o czym mówiła. Zauważając moje zdezorientowane spojrzenie, zaśmiała się.
- No wiesz, sikanie w lesie. - Podrapała się po karku, odwracając wzrok.
- O tak, to było szalone! - Zaśmiałam się. - To co zrobiłam, nie jest nawet bliskie byciu tak dziwną i walniętą jak ty - pokręciłam głową.
- Hej! To był nagły przypadek! - Zachichotała.
- Cóż, tak jak moja potrzeba jedzenia. - Zawtórowałam jej.
Miałam zamiar powiedzieć coś jeszcze, gdy zadzwonił dzwonek, ogłaszający pierwszą lekcję. Wywracając oczami, odwróciłam się do Carly.
- Głupi dzwonek. - Mruknęłam.
Dziewczyna tylko się zaśmiała.
- Zobaczymy się później.
Przytaknęłam, po czym lekko ją przytulając i każda z nas poszła w swoją stronę. Nucąc swoją własną melodię, miałam zamiar skręcić w jeden z korytarzy, gdy zostałam pociągnięta w innym kierunku. Popchnięta na ścianę, gwałtownie złapałam oddech.
- O co chodzi? - Spojrzałam w górę, a moje źrenice momentalnie się rozszerzyły.
- Tęskniłaś? - Justin łobuzersko się uśmiechnął.
__________________________________
Awwwww.... *.*

Seventeen.


Justin's POV

-Co do kurwy nędzy znaczy, że ona wie?! - Wrzasnął Bruce, wstając z kanapy w dużym pokoju.
Wywracając oczami, wzruszyłem ramionami. Szczerze mówiąc żałowałem powiedzenia czegokolwiek temu debilowi. Powinienem nie wspominać o Kelsey ani o tym, jak mnie opatrzyła.
Podchodząc do drzwi frontowych, zapukałem w nie wiedząc, że chłopaki są w środku, ponieważ ich samochody stały na zewnątrz. Trzymając się za bok, wziąłem głęboki oddech, licząc do dziesięciu, żeby się uspokoić, czekając, aż któryś z nich otworzy te pieprzone drzwi.
Wreszcie, gdy już się to stało, zobaczyłem Bruce'a.
O kurwa. Nadchodzi pierdolone przesłuchanie.
-Co do kurwy nędzy ci się stało?! - Spojrzał na mnie z zaciekawieniem w oczach. Nie był zbyt zaskoczony. Byliśmy przyzwyczajeni do takich rzeczy.
-Luke - wymamrotałem, przechodząc obok niego i wchodząc do dużego pokoju, gdy zobaczyłem chłopaków oglądających telewizję. Wszyscy odwrócili głowy, żeby na mnie popatrzeć.
-Co do cholery ma znaczyć Luke? - Bruce zamknął drzwi, podchodząc do mnie.
Siadłem w fotelu, przesuwając dłonią po swojej twarzy, po czym mocno ją potarłem. Ci ludzie naprawdę wiedzieli, jak mnie zdenerwować.
-Pamiętasz, kiedy wysłałeś mnie, żebym zajął się kilkoma sprawami?
Przytaknął.
-Cóż, wszedłem na terytorium Kingsów i był tam Luke. Przyszedł, zaczął coś pierdolić i zadał kilka ciosów. Oddałem mu, a wtedy zachował się jak cipa, którą jest, wyjął nóż i mnie nim dźgnął. Jego znajomi przyszli, odciągnęli go i powiedzieli, że mają coś do roboty, po czym odeszli - robiłem się coraz bardziej wkurwiony, gdy przypominałem sobie wydarzenia z tej nocy, a mój bok zaczął boleć od gotującej się we mnie krwi.
-Chcesz mi powiedzieć, że Luke bez powodu do ciebie podszedł i cię dźgnął? - Bruce, siedzący teraz z chłopakami na kanapie, spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
-Tak.
-To nie ma sensu. Coś musiało się stać, żeby zaczął się z tobą pieprzyć.
-Cóż, wpadłem na niego w restauracji.
-W restauracji? - Bruce zmarszczył brwi, chcąc, żebym kontynuował.
Westchnąłem.
-Poszedłem z Kelsey na lunch i-
-Ty i Kelsey? - Podniósł brew. - Kto to?
-Dziewczyna, która była u nas noc wcześniej - mruknąłem, patrząc mu w oczy.
-Czy ty jesteś nienormalny Bieber? - Warknął Bruce. - Poszedłeś z nią na lunch.
-Boże, nie o to chodzi. Rzecz w tym, że Luke do mnie podszedł i zaczął się pruć. On jest wkurwiony od kilku dni, gdy wszyscy do niego przyszliśmy - syknąłem, przygryzając wnętrze policzka.
Bruce na chwilę się zatrzymał, wracając myślami do tamtego momentu. Kiwając głową, zrozumiał, o czym mówiłem.
Gnojek, którego zabiłem na imprezie, nie był jedynym, którym trzeba było się zająć. Luke też był problemem.
-Jak się obandażowałeś? - Spytał, uświadamiając sobie, że mój bok był zakryty.
-Kelsey to zrobiła.
Bruce się zaśmiał.
-Będziesz teraz do niej przychodził z każdą sprawą, Bieber? - Warknął. - Co się stało z nią niemającą z nami nic wspólnego? Ona wie za dużo!
-Ona już wie, co robimy! - Odszczeknąłem, zaczynając być sfrustrowany. - Kurwa, ona tam była, gdy Luke zaczął się ze mną pierdolić w restauracji.
Zrobiło się cicho, a ciśnienie w pomieszczeniu zaczęło wzrastać.
-Nie wzruszaj na mnie ramionami. To poważne. Najpierw widzi, jak zabijasz tego idiotę w lesie, potem pozwalasz jej wrócić do domu, a gdy wszystko zaczęło wracać do normalności, zabierasz ją do restauracji, po czym idziesz do jej domu, gdy zostajesz dźgnięty nożem?! - Warknął Bruce, potrząsając głową i przesuwając dłonią po swoich włosach.
-To nie jest taka wielka sprawa. Poza tym, nie jest na tyle głupia, żeby iść na policję. Wie, że gdyby to zrobiła, zabiłbym ją. Wy wszyscy też to wiecie - wstałem. - Wszystko by wybuchło. Poza tym, to nie ona jest pierdolonym problemem. Luke jest. Więc zamiast wytykać wszystkiego tej dziwce, może skupilibyśmy się z powrotem na myśleniu jak odpłacić się temu gnojkowi za dotknięcie mnie? - Syknąłem, zaczynając coraz bardziej się denerwować.
Ta cała sytuacja nie miała nic wspólnego z Kelsey. Była tam, gdy nie miałem siły iść dalej, do domu. Jej mieszkanie było najbliżej. Zamiast wykrwawić się na śmierć, wolałem pójść do niej.
Bruce wydawał się uspokajać, gdy myślał nad tym, co powiedziałem.
-Masz rację - pokiwał głową.
Zadrwiłem.
-Oczywiście, że mam rację, idioto - warknąłem.
-Nie zaczynaj ze mną...
-Albo, co? - Syknąłem, przysuwając się bliżej. Nie stracił gruntu pod nogami, ale miał na twarzy wypisane, że nie chce dalej w to brnąć.
Wie, że bym wygrał, co jest zabawne, bo jestem ranny.
Stałem tuż przy nim, dopóki nie wyrosły mu jaja i nie odsunął się ode mnie.
Triumfalnie się uśmiechnąłem.
-Jak masz zamiar się na nim odegrać? Nie możemy jasno pokazać, że to my, bo wplączą w to policję, a ja nie mam czasu na więzienie. Raz był wystarczający - Marco wrzucił sobie do ust winogrono.
Potrząsnąłem głową z jego idiotyzmu.
-Sprawimy, że to będzie oczywiste. Luke będzie wiedział, że to my go zaatakowaliśmy. Nie możemy tylko zostawić żadnych dowodów, żeby policja nie miała się, do czego przyczepić - podrapałem się po karku. -  Musimy jedynie wymyślić plan, który będzie przekazywał jasną wiadomość.
-Myślałem o rozstrzelaniu ich kryjówki, ale to tylko ja - Marcus wzruszył ramionami.
To on zawsze wywoływał kłótnie. Ale z drugiej strony...
-To nie jest zły pomysł - łobuzersko się uśmiechnąłem. - Chuj chce grać ostro? Damy mu to, a jaki jest lepszy sposób, niż rozstrzelanie ich? - Oblizałem usta, uśmiechając się od ucha do ucha. - Pokażmy mu jak potrafimy to rozegrać.
~
Po wzięciu prysznica, usadowiłem się na łóżku, wpatrując się w sufit z rękami pod głową. Nawet nie zauważyłem, że ktoś wszedł do pokoju, dopóki nie usłyszałem zamykanych drzwi. Patrząc w tamtym kierunku, zobaczyłem podchodzącego do mnie Johna.
-Co tam? - Kiwnąłem w jego kierunku.
Odwzajemnił gest, przybijając ze mną żółwika, po czym siadł na skraju łóżka.
-Siema. Co robisz?
Wzruszyłem ramionami.
-Myślę, staram się wymyślić plan.
-Lub myślisz o niej.
Odwróciłem głowę w jego kierunku i zobaczyłem, że łobuzersko się uśmiecha.
-O czym ty mówisz?
-Dobrze wiesz, o czym mówię. Reszta może być ślepa, ale ja nie jestem. Mogę przejrzeć cię na wylot, Bieber.
-O czym ty pierdolisz, O'Connor? - Syknąłem, skupiając na nim całą uwagę.
-O tej dziewczynie.
-Co z nią? - Odwróciłem wzrok.
-Oh, więc nagle wiesz, o kim mówię? - Mogłem usłyszeć rozbawienie w jego głosie. Mentalnie warknąłem.
-Nie - odpowiedziałem. - Może ci chodzić o każdego, prawda?
-Pewnie, ale gdy to powiedziałem, do głowy przyszła ci tylko jedna osoba, czyż nie? - Długo się we mnie wpatrywał.
-Kto? Masz na myśli Kaylę? - Spojrzałem mu w oczy.
Potrząsnął głową.
-Oboje wiemy, że nie mówię o pieprzonej Kayli - przerwał. - Chodzi mi o Kelsey.
-Co z tą dziwką? - Warknąłem.
-Lubisz ją.
Zaśmiałem się.
-Nie lubię nikogo, O'Connor. Wiesz o tym - pokręciłem głową. - Nie bądź chujem.
-Nie zachowuj się jak idiota. Masz w sobie tylko określoną ilość nienawiści i żadna jej część nie przypada Kelsey - odwrócił się, żeby mieć na mnie lepszy widok. - Ufasz jej.
-Nie ufam nikomu oprócz was. Nie ufam nawet własnej rodzinie - kpiąco się zaśmiałem.
-To inna historia - wskazał na mnie palcem.
-Nie do końca - odwróciłem wzrok.
-Cokolwiek. Mówię tylko, że Kelsey kimś dla ciebie jest.
-Nie, nie jest - powiedziałem monotonnie, chcąc, żeby się już zamknął.
-Właśnie dlatego zamiast przyjść tu lub w jakiekolwiek inne miejsce lub zamiast zadzwonić do nas, poszedłeś do jej domu? Albo dlatego się z nią umówiłeś? - Sarkazm był słyszalny w każdym jego słowie. - Przyznaj, chłopie, ufasz jej, a to, że nie powiedziała o niczym policji, dodatkowo cię pcha w jej stronę.
Nic nie mówiłem, chcąc go wysłuchać.
-Słuchaj, mówię tylko, że... Już czas, żebyś pozwolił komuś się do ciebie zbliżyć - wstał i skierował się w stronę drzwi. - Przemyśl to - otworzył je, chcąc wyjść, gdy coś przyszło mi do głowy.
-Hej, John?
Zatrzymał się, zerkając na mnie.
-Co?
-Kayla tu jest?
Przez chwilę nic nie mówił, po czym wreszcie przytaknął.
-Ta, jest w swoim pokoju.
Nic nie odpowiedziałem, więc wyszedł z pokoju.
Nie mogłem zatrzymać jego słów krążących mi po głowie.
'Lubisz ją.'
Te słowa na okrągło rozbrzmiewały mi w głowie, aż wreszcie wżarły mi się w mózg.
Nie lubiłem Kelsey. Nie mogłem.
Cholera, ona kurewsko mnie denerwuje. Przez połowę czasu, gdy jest obok, mam ochotę kopnąć ją w twarz, po czym nazwać ten dzień udanym.
Z drugiej strony jest jej zrozumienie i brak oskarżeń... Uczucie, gdy jej usta stykają się z moimi... To jak narkotyk.
Ma ciało, za które można zabić i jest cholernie seksowna.
Jest też irytująca, nie potrafi się zamknąć i wypowiada tysiąc słów na sekundę. Nie ma wyłącznika, jest denerwująca i zadaje mnóstwo pytań.
Nie wie, kiedy się zamknąć i doprowadza mnie to do szaleństwa.
Siedzi mi na głowie i nie można się jej pozbyć.
Ale jej oczy...
Warcząc, przejechałem dłonią po włosach, ciągnąc za końce. Zaczynałem być sfrustrowany i poczułem, jak irytacja rozsadza mnie od środka.
Wstając z łózka, wyszedłem ze swojego pokoju, kierując się w dół korytarza zbyt znanego moim oczom. Gwałtownie otwierając drzwi, po czym je zatrzaskując, przyciągnąłem uwagę jedynej osoby w środku.
-Co do cholery? - Kayla się odwróciła. - Justin? Co ty tu robisz? - Warknęła.
Nic nie powiedziałem. Zamiast tego, podszedłem do niej i brutalnie wpiłem się w jej wargi. Zanim się zorientowałem, oboje leżeliśmy na łóżku, zrywając z siebie ubrania.
Jeśli to był jedyny sposób na pozbycie się tej głupiej dziwki i słów Johna z mojej głowy, byłem skłonny się poświęcić.
______________________________________
Uuuuu....powiem tylko że będzie tego żałował :P