niedziela, 14 kwietnia 2013

Four. and Five.


Four.
Mój żołądek boleśnie się skręcił.
-Cóż, to pocieszające - sarkastycznie odpowiedziałam, spoglądając na zewnątrz ze zmartwieniem w oczach. Niski dźwięk dobiegł z jego gardła, chwilę później chłopak zachichotał.
-Masz poczucie humoru, podoba mi się to - wypuścił dym przez okno, które chwilę później zamknął.
-Ta, chciałabym też przeżyć, więc mógłbyś powiedzieć mi gdzie jedziemy, bo na razie nie jestem zbyt uspokojona - mruknęłam.
-Uspokój się, shawty, nie zabiję cię - znów wypuścił dym z ust, tym razem nie otwierając okna. Mglista substancja przeleciała przez samochód, po czym powoli zniknęłam. Kiedy skończył palić, wyrzucił niedopałek do małej popielniczki.
-Skąd mam pewność? Jestem w samochodzie z mordercą - wywróciłam oczami, krzyżując ręce na piersi.
-Masz zamiar wytykać mi to za każdym razem, kiedy się odezwę? - Warknął, a jego oczy pociemniały. Odchrząknęłam, kręcąc głową.
-Nie - odpowiedziałam piskliwym głosem. - Przepraszam - wzięłam głęboki oddech. Pot oblał moje ciało.
-To dobrze, bo nie jestem w nastroju, żeby cię słuchać - znów spojrzał na drogę, wracając do swojego spokojnego ja. - Chyba, że uważasz denerwowanie mnie za stosowne.
Ten dzieciak jest A, chory psychicznie. B, szalony. C, bipolarny*.
Jak do tej pory najbardziej trafna wydaje się opcja C.
-O Jezu, dzięki - każde moje słowo było przepełnione sarkazmem. - Powiem ci, że jesteś niezwykle sympatyczny.
Niezręczna cisza, która zapadła między nami, wcale nie pomogła sytuacji, w której się znajdowałam. Zerkałam na niego, czując jak skręca mi się brzuch.
-Naprawdę myślisz, że mnie to obchodzi? - Syknął z jadem w głosie. Jego palce z ciasno trzymały kierownicę. Wiedziałam, bo od tego uścisku pobielały mu knykcie.
Nie odpowiedziałam. Zamiast tego westchnęłam, czekając. Nawet nie próbowałam już otwierać ust, ale wyglądało na to, że Justin nie jest z tego zadowolony.
-Odpowiesz czy będziesz dalej mnie ignorowała jak idiotka? - Syknął. Gwałtownie wzięłam oddech.
Jaki on miał problem?
-Co do cholery mam ci powiedzieć? - Odpyskowałam, sfrustrowana jego zachowaniem.
-Nie wiem, cokolwiek! - Skręcił w kolejną uliczkę. - Nie ignoruj mnie.
-Myślałam, że nie chcesz, żebym się odzywała - podniosłam brew, patrząc z niedowierzaniem.
-Nie - opowiedział monotonnie. - Nie chciałem, żebyś wykorzystywała, co widziałaś przeciwko mnie. Nie mówiłem, że masz nic nie mówić.
-Cokolwiek - mruknęłam. Jeśli chciał, żebym się do niego odzywała, to było najwięcej, na co może liczyć.
Miałam przewagę, bo chłopak wreszcie się zamknął, zawieszając wzrok na ulicy przed nim.
Złapałam się na skakaniu wzrokiem po wszystkim, co przykuło moją uwagę, dopóki nie zrobiło się to nudne, a moje oczy napotkały jego profil.
Nie będę kłamać, był naprawdę przystojny, wręcz cholernie. Jego żuchwa była zaciśnięta. Przyznaję, wyglądało to sexy. Zaczęłam liczyć piegi na jego szyi. Gdy doszłam do czterech, usłyszałam jak sfrustrowany wzdycha, po czym odwrócił głowę w moją stronę.
-Co? Mam coś na twarzy?
Potrząsnęłam głową.
Po prostu chciałam wrócić do domu.
Albo był medium albo zwyczajnie wiedział, co myślę, bo to, co powiedział chwilę później całkiem mnie zaskoczyło.
-Spójrz, widziałaś za dużo. Nie mogę po prostu pozwolić ci odejść po tym, czego byłaś świadkiem. Byłbym idiotą - oblizał usta. Zerknął na mnie, nie przekręcając głowy.
Dodało mi to otuchy, ale nie mogłam przestać być poddenerwowana.
- Obiecuję - dodał szybko. Jedynie kiwnęłam głową.
W co ja się wpakowałam? Uderzyłam się otwartą dłonią w czoło, co musiało mu uświadomić, że nie za bardzo odpowiadało mi to, co się właśnie działo, ponieważ znów się odezwał.
-Byłem szczery, kiedy powiedziałem, że cię nie skrzywdzę. Muszę tylko przemyśleć kilka rzeczy, okej? Niedługo będziesz w domu.
Słysząc jego słowa, wreszcie ogarnęła mnie ulga, ale to nie wystarczało, żebym myślała rozsądnie. Oblizując usta, wzięłam kilka głębokich wdechów, próbując przestać się denerwować, gdy kolejny chichot rozbrzmiał w samochodzie.
-Rodzisz czy cos gwiżdżesz, bo brzmisz jakbyś miała się zaraz zesrać - chyba uznał swój żart za zabawny, co sprawiło, że też zaczęłam się śmiać. Głośno.
-Uroczo się śmiejesz - łobuzersko się uśmiechnął, kiwając na mnie głową. Poczułam jak policzki robią mi się czerwone.
Yup. On zdecydowanie jest bipolarny.
-Dzięki? Myślałam, że brzmię jak hiena - wzruszyłam ramionami.
Tym razem wybuchnął śmiechem, łapiąc kierownicę, aby nie stracić panowania - coś, czego nie musimy dodawać do listy pierdół, które już musi dźwigać.
-Jesteś zabawna.
-Próbuję - strzepnęłam z ramienia niewidzialny pyłek, co doprowadziło do kolejnego napadu śmiechu. To była miła odmiana.
-Jesteś pierwszą zabraną przeze mnie dziewczyną, która ma takie poczucie humoru - zastygłam, uświadamiając sobie, co powiedział.
-Brałeś inne dziewczyny? - Odwróciłam się w jego kierunku z szeroko otwartymi oczami, na co on po raz trzeci się zaśmiał. Wow, musimy spalać sporo kalorii.
-Tylko żartuję! - Chwycił się prawą ręką za brzuch, drugą trzymając górę kierownicy. - Żałuj, że nie widziałaś swojej twarzy. Jedno słowo - spojrzał na mnie. - Bezcenne.
-Ha ha, bardzo zabawne - sztucznie się uśmiechnęłam, na co on posłał mi uśmiech, za który mogłabym umrzeć.
-Masz miły uśmiech - wypaliłam, czując zażenowanie, gdy sobie uświadomiłam, że powiedziałam to na głos.
-Dzięki - uśmiechnął się, ukazując szereg białych zębów. - Sama masz uroczy uśmiech - mogłam teraz zobaczyć prawie wszystkie jego zęby.
Potrząsając głową, oparłam się o siedzenie. Wiedząc, że minie trochę czasu zanim wrócę do domu, włączyłam radio, jednak po chwili chłopak je wyłączył.
-Hej!
-Nie lubię muzyki - powiedział monotonnym tonem.
-Kto nie lubi muzyki? - Zmarszczyłam brwi.
-Ja, a teraz ucisz się i pozwól mi prowadzić. Muszę pomyśleć - warknął, po czym odchrząknął i zaczął się uspokajać. Miałam szansę wyciągnąć z niego prawdę.
-Okej, skoro myślisz, możesz mi powiedzieć gdzie jedziemy?
-Kurewsko niecierpliwa - mruknął zachrypniętym głosem. Wyciągnąwszy następnego papierosa, odpalił go przed włożeniem do ust. - Jedziemy do mojego mieszkania - wymamrotał, otwierając okno i wypuszczając przez nie dym.
O Boże, teraz mi pomóż.

Five.
Jadę do domu mordercy/byłego skazańca. Wow, to coś godnego powiedzenia moim dzieciom, gdy dorosnę.
Westchnęłam, kręcąc się w siedzeniu. Skłamałabym mówiąc, że się nie denerwowałam.
Skłamałabym również, jeśli powiedziałabym, że nie poczułam się zażenowana, gdy mój tyłek otarł się o skórzane obicie, co zabrzmiało jakbym pierdnęła. Danger zachichotał.
-Nie wygodnie ci? - Uśmiechnął się łobuzersko, przelotnie na mnie zerkając. Poczułam jak czerwienią mi się policzki.
-Nie, po prostu... Dostaję choroby lokomocyjnej - skłamałam, niekontrolowanie wzruszając ramionami. Potrząsnął głową.
-Cokolwiek powiesz, shawty.
Wywróciłam oczami. Ten chłopak naprawdę potrzebuje pomocy.
-Nie wywracaj na mnie oczami, dziwko. Pamiętaj - brutalnie złapał mój podbródek, odwracając w swoją stronę - jesteś w moim samochodzie.
Skrzywiłam się z bólu, czując jego dotyk. Mogłam jedynie przytaknąć.
-To dobrze - odepchnął mnie, kładąc rękę z powrotem na kierownicy.
Przygryzłam wargę, zmuszając siebie do nie powiedzenia czegoś, czego bym później żałowała. Zamiast tego spojrzałam w okno, chcąc jedynie być już w swoim ciepłym łóżku. Bezpieczna tam, gdzie powinnam być.
Wreszcie dotarliśmy do miejsca, które, jak zgadywałam, było jego domem. Zaparkował w czymś, co wyglądało jak garaż. Nie mogłam się powstrzymać, szczęka sama mi opadła na widok całego mieszkania. Muszę przyznać, byłam pod wrażeniem.
Odwracając się, cierpliwie czekałam na to, co ma się stać. Odchyliłam głowę w tył, myśląc, jakim cudem to się wydarzyło i jak smutne okazało się moje życie.
Nie mogę do końca powiedzieć, że jestem rozczarowana. To znaczy, czułam, że coś takiego nadejdzie. Nigdy tylko nie sądziłam, że potoczy się właśnie tak.
Z wszystkich rzeczy, których mogłam być dziś świadkiem - ktoś się najebie i będzie wszędzie rzygał, dziewczyna zrobi striptiz (takie rzeczy się już zdarzały), przeszkodzę parze bardzo zajętej sobą - ale nie. Ja widziałam jak ktoś został zamordowany.
Im więcej nad tym myślałam, tym bardziej dochodziłam do wniosku, że moje życie zmieniało się w wielką operę mydlaną.
Byłam cichą dziewczyną, odrabiałam prace domowe, słuchałam rodziców, dobrze się uczyłam i dbałam o siebie. Nie traciłam kontroli, gdy gdzieś wychodziłam, ogólnie byłam dobrą osobą. Byłam nieśmiała, nieco dziwna, czasem za dużo gadałam...
Robiłam dobre rzeczy. Nigdy nie zrobiłam czegoś 'złego'... Aż do dziś, kiedy się wymknęłam, co było chyba pierwszym razem, gdy zrobiłam coś, co mogło mnie wpędzić w kłopoty.
A teraz byłam tu, w samochodzie mordercy, który zabrał mnie do siebie.
Musiałam na chwilę odlecieć, bo nawet nie zauważyłam, że Danger wysiadł, dopóki drzwi z mojej strony się otworzyły, a ja prawie wypadłam.
Jęknęłam.
Chłopak cicho się zaśmiał, co sprawiło, że jęknęłam jeszcze głośniej.
-Nie śmiesznie - wytknęłam, wyskakując z jego range rovera.
-Dla mnie tak - wzruszył ramionami, po czym zatrzasnął drzwi i mnie wyprzedził.
Dyskretnie wywróciłam oczami, idąc krok za nim. Ostatnim, czego potrzebowałam, było zgubienie się i przeżywanie Bóg wie, czego.
Bycie zabranym przez mordercę było wystarczające, nie musiałam robić już nic głupiego.
Nerwowo przebierałam nogami, gdy on szukał kluczy w kieszeniach. Przygryzłam wargę, zastanawiając się, co się ze mną stanie.
Powiedział, że nie umrę, ale kto wie czy była to prawda? Widziałam, jak kogoś zabijał, więc miałam do czynienia z mordercą. Nie, żebym coś zarzucała, ale kto wie czy im można ufać?
-Wchodzisz czy mam cię wnieść do środka?
-Huh? - Spojrzałam na niego zaciekawionym wzrokiem, wyrwana z zamyślenia.
Potrząsnął głową. Złapał mnie za rękę, po czym wepchnął do środka i zamknął za nami drzwi. Spojrzał na mnie, odwracając głowę.
- Idź za mną - skinął w kierunku schodów. Przytaknęłam.
Wchodząc po stopniach, przygryzłam wargę, próbując nie zwrócić na siebie uwagi nikogo, kto mógłby tu być tak późno.
Przy okazji, która była teraz godzina?
-Która godzina? - Wypaliłam nagle. Coś takiego przydarzało mi się w takich sytuacjach. Mówiłam swoje myśli na głos.
-Za piętnaście druga. Czemu pytasz? - Wszedł do, jak zgaduję, swojego pokoju.
Szeroko otworzyłam oczy, uświadamiając sobie, co powiedział. Kiedy wrócę do domu, będę martwa. To znaczy, jeśli wrócę.
-Bez powodu - westchnęłam.
Wzruszył ramionami, wchodząc głębiej do pokoju. Zatrzasnęły się za nami drzwi.
Rozejrzałam się wokół. Pomieszczenie było wielkie. Na środku stało ogromne łóżko z burgundową pościelą i czarną kołdrą. Ściany były ciemne, wiśniowo-brązowe.
Byłam w całkowitym zachwycie.
-Podoba ci się? - Łobuzersko się uśmiechnął, podnosząc brew. Przygryzłam środek policzka, po czym pokiwałam głową.
-To jest... chyba trzy razy większe od mojego pokoju!
Szatyn tylko się zaśmiał.
-Cóż, nie przyzwyczajaj się. Niedługo stąd wychodzisz. Muszę tylko ogarnąć kilka rzeczy. Do tego czasu powinnaś być gotowa do wyjścia.
Przytaknęłam, wciąż podziwiając pokój, w którym stałam.
Nagle drzwi się otworzyły, ukazując stojącą w nich drobną dziewczynę, mniej więcej w moim wieku. Miała długie, czarne loki i hipnotyzujące oczy, kolorem przypominające ocean. Zszokowana zamarłam.
Była przepiękna.
Gdy na mnie spojrzała, na jej twarzy pojawiła się mieszanka strachu i obrzydzenia. Wzdrygnęłam się.
-Co na tu robi? - warknęła głosem przepełnionym jadem.
Próbowałam odwrócić wzrok, ale coś kazało mi patrzeć jej w oczy. Danger odwrócił się ze złością w oczach.
-Nie zaczynaj - krzyknął niskim głosem. Przeszły mnie dreszcze.
Kpiąc sobie, zarzuciła włosami, spojrzała na chłopaka, po czym znów na mnie i wywróciła oczami. Patrząc na mnie po raz ostatni, z odrazą wymalowaną na twarzy, odwróciła się na szpilkach swoich obcasów od Louisa Vuittona i wyszła z pokoju. Przełknęłam ślinę.
-O co chodziło? - Pisnęłam. Chłopak wciąż patrzył na drzwi, przez które wyszła.
-Nie przejmuj się tym - warknął pod nosem. Przepchnął się obok mnie i także opuścił pomieszczenie, zostawiając mnie samą z pytaniem, co się stało i rozważaniem, czy była w tym moja wina.
Coś, czego nauczyłam się w przeszłości : Najczęściej, gdy ludzie mówią 'Nie przejmuj się', zdecydowanie powinieneś zrobić na odwrót.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Chcę BARDZO BARDZO BARDZO podziękować mojej (chyba jedynej) czytelniczce ;) <3 To dla ciebie wznawiam ten blog :D

1 komentarz:

  1. Ja też Tobie dziękuję-jesteś naprawdę ZAJEB***A-czytając Twoje tłumaczenie, byłam w tej historii razem z jej bohaterami. Małe rzeczy-WIELKA RADOŚĆ :) :* !

    OdpowiedzUsuń